Realizacja coraz to nowych inwestycji to jedyna droga umożliwiająca gminom rowój. Czy w przypadku Polski nie okaże się jednak, że to ślepy zaułek? Rozmawiamy Hanną Michalską, skarbnikiem Słubic, jednego z najbardziej zadłużonych miast w Polsce .
Pieniądze, które daje Unia są tak duże, a nastawienie na rozwój (słowo-klucz podczas wyborów samorządowych) jest tak wielkie, że znaczna część polskich miast balansuje na granicy dopuszczalnego wskaźnika zadłużenia. Czy to dobra polityka?
- Wskaźnik zadłużenia Słubic na dzień dzisiejszy wynosi 57%. Zaciąganie kolejnych kredytów stanowi problem. Już teraz Regionalna Izba Obrachunkowa bacznie się nam przygląda. Miasto jest zadłużone, ale nie mamy innego wyjścia. Chcemy się rozwijać. W tej chwili realizujemy trzy duże inwestycje, planujemy kolejną.
Kolejne? Krytycy powiedzieliby, że zapominacie, że zaciągnięte kredyty kiedyś trzeba będzie spłacić, a nowopowstałe hale sportowe czy wodociągi utrzymać. Czy miasto ma pomysł na to, jak wyjść z długów?
Zastanawiamy się nad tym, jak rozwiązać tę sytuację i spłacić kredyty, ale przede wszystkim musimy się rozwijać, nie możemy pozwolić sobie na stanie w miejscu. Także dlatego, że nie ma równomiernego rozkładu środków inwestycje na poszczególne województwa i miasta. W lubuskiem żeby nie zostać z tyłu musimy podejmować ryzyko. Na przykład dlatego - by nie przekroczyć progu - zrzucamy długi na spółki komunalne.
A co z innymi, nie obciążającymi wskaźnika możliwościami finanoswania inwestycji? Np. PPP? Może to jest wyjście z sytuacji, dla takich miast jak Słubice?
Ubiegamy się o dotacje z Ministerstwa Sportu, na przykład na budowę ośrodków sportowych, z funduszu ochrony środowiska...
Do tej pory nie braliśmy jednak pod uwagę partnera prywatnego. Do trzech "P" partnerstwa publiczno-prywatnego często dochodzi bowiem czwarte - prokurator. Myślę, że po prostu wskaźnik zadłuzenia powinien być wyższy. Obowiązujący ustawowy pułap powinien wynosić 80 proc.. Takie jest nasze zdanie.
Artykuł nie posiada jeszcze żadnych komentarzy.