Partnerzy portalu

Coraz mniej lekcji, więcej zadań. Czy szkoła wciąż spełnia swoją rolę?

Coraz mniej lekcji, więcej zadań. Czy szkoła wciąż spełnia swoją rolę?
Nauczanie zdalne ma wiele ograniczeń, zwłaszcza gdy chodzi o ćwiczenia śródlekcyjne (fot. Shutterstock).
30-minutowe lekcje online? Oczywiście, to w zupełności wystarczy, bo dzieci i tak nie są w stanie dłużej skupiać uwagi. Poza tym oczy, wady postawy... – tłumaczą pedagodzy. Wielu rodziców jest jednak zaniepokojonych tym, że dzieci się nie uczą w trakcie lekcji i to na nich spada obowiązek uzupełniania wiedzy swoich pociech. Co już i teraz robią.
  • Między rodzicami a nauczycielami rodzą się napięcia podczas edukacji zdalnej. Lekcje są krótkie i jest ich mało. To może zastanawiać. Po pierwsze od lat rodzice słyszeli, że program jest przeładowany - a teraz nagle można go realizować przy minimalnym kontakcie nauczycieli z uczniami. Po drugie prywatne, płatne lekcje z jednego przedmiotu (np. angielskiego), bardzo często także zdalne, mogą trwać 90 minut z małą przerwą w środku i dzieci są zadowolone. W publicznych szkołach takich zajęć jest dziś bardzo mało, sporo podstawy programowej jest realizowanej w formie zadania domowego.
  • Możliwość skracania lekcji nawet do 30 minut nie wynika z lenistwa nauczycieli, tylko z troski o dobro uczniów - przekonują pedagodzy. Uważają, że uczniowie, zwłaszcza klas najmłodszych, mają ograniczone możliwości skupiania uwagi. Przedłużanie lekcji nic nie daje, gdy uczniowie są całkowicie zdekoncentrowani.
  • Co z tym zrobić? Sytuacja wymaga głębszego namysłu. Przy założeniu, że w dobie kształcenia zdalnego nie da się uniknąć pracy dziecka w domu ze wsparciem rodzica, a nie nauczyciela.

Według najnowszych danych 39 proc. rodziców deklaruje, że pracuje po 4 godziny i więcej dziennie z dzieckiem szkolnym. 58 proc. rodziców twierdzi nawet, że pełni rolę nauczyciela, a co trzeci, że nauka zdalna negatywnie wpływa na relacje domowe.

– Oczywiście, że dużo rodziców pracuje za nauczycieli. Znam ludzi, którzy większość pracy wykonują za nauczycieli – lekcje trwają bardzo krótko, natomiast potem rodzic dostaje szczegółowe wytyczne, co ma z dzieckiem zrobić – mówi dyrektor Stanisław Stoń, dyrektor LO nr 1 w Lublinie.

Podkreśla, że to są sytuacje znane i opisywane, ale nie dotyczą szkoły, której jest dyrektorem.

– Wiem, że są takie szkoły, w których dzieci mają 1-2 godziny zajęć online, a potem jest nauczanie w trybie asynchronicznym, czyli offline. Co oznacza, że uczeń samodzielnie siedzi z książką i czegoś się uczy lub rozwiązuje zadanie. To nie jest dobre rozwiązanie, bo dziecko powinno mieć zapewniony kontakt z nauczycielem, z rówieśnikami, również online – dodaje Tomasz Huk, dyrektor SP nr 11 w Katowicach i jednocześnie pracownik naukowy Uniwersytetu Śląskiego.

Lekcja od do

Sytuacja nie jest dla nikogo komfortowa, ale wyjaśnijmy to od razu – 30-minutowa lekcja online nie jest pomysłem nowym. Mówiąc ściślej – nie jest pomysłem nauczycieli na wykorzystanie zdolności edukacyjnych rodziców, lecz działaniem uwzględniającym dobro dzieci i ich naturalne możliwości intelektualne oraz psychofizyczne. Co ważne - możliwość ta wynika z przepisów obowiązującego prawa, a także zaleceń władz oświatowych co do sposobu organizowania zajęć zdalnych w taki sposób, żeby dzieci zbytnio nie przeciążać.

Takie rozwiązanie zostało przewidziane przez ministra edukacji narodowej Dariusza Piontkowskiego w rozporządzeniu z 28 lutego 2019 r., które w § 10 stanowi m.in., że w uzasadnionych przypadkach dopuszcza się prowadzenie zajęć edukacyjnych w czasie nie krótszym niż 30 i nie dłuższym niż 60 minut.

Przepisy te zostały utrzymane w mocy w kolejnych rozporządzeniach, a 7 września 2020 r. w komunikacie MEN wyraźnie podkreślono, że w tym roku szkolnym czas trwania godziny lekcyjnej prowadzonej zdalnie będzie mógł wynosić od 30 do 60 minut. Pozostaje jednak zasada, że podstawowym wymiarem czasu trwania poszczególnych zajęć edukacyjnych jest 45 minut. Warto też pamiętać, że o skróceniu lub wydłużeniu lekcji zdalnej decyduje dyrektor szkoły.

Zatem lekcje online od początku pandemii mogły trwać 30 minut. Dlaczego dopiero teraz zaczęli o tym mówić rodzice? Bo praktyka ta się upowszechnia, a nauczyciele twierdzą, że miesiące pracy zdalnej z dziećmi pokazały, że nie da się efektywnie uczyć online przez całą jednostkę lekcyjną, a długotrwałe siedzenie przy komputerze ma dużo gorszy wpływ na kondycję fizyczną i psychiczną uczniów niż się wszystkim początkowo wydawało. Dyrektorzy szkół zaczęli więc wprowadzać częściej to rozwiązanie. Zwłaszcza że jest ono przez władze oświatowe zalecane.

Chodzi o to, żeby uczeń nie siedział przez całe 45 minut przy komputerze. Fot. Shutterstock.
Chodzi o to, żeby uczeń nie siedział przez całe 45 minut przy komputerze. Fot. Shutterstock.

Nie minimum, lecz maksimum

- U nas w szkole zdecydowaliśmy się na takie lekcje z praktycznych pobudek. Przede wszystkim dlatego, że sporą część lekcji zajmuje łączenie się z uczniami, sprawdzenie obecności. Więc dla nas te pół godziny to jest czas właściwej realizacji tematu, a resztę przeznaczamy na rozwiązywanie problemów technicznych oraz sprawy organizacyjne – tłumaczy dr hab. Tomasz Huk.

Podkreśla jednocześnie, że to jest również czas na to, żeby uczeń mógł odejść od komputera. Podejść do okna, popatrzeć w dal, zrobić sobie coś do picia. Pooddychać świeżym powietrzem przed kolejnymi zajęciami. Na konieczność stosowania takich przerw w nauczaniu wskazują m.in. badania, które wraz z zespołem pracowników naukowych z Uniwersytetu Śląskiego prowadzi wśród szkół na terenie Śląska.

– Te badania jeszcze nie zostały opracowane, ale wstępne wyniki już pokazują, że ponad połowa uczniów w nauczaniu zdalnym cierpi z powodów bólów kręgosłupa. Podobnie połowa uczniów wskazuje, że brakuje im WF. Dlatego w szkole staramy się, żeby te lekcje zdalne nie były za długie, żeby zwłaszcza te najmłodsze dzieci uchronić od czynników, które wpływają na pogorszenie się ich stanu zdrowia. Poza tym trzeba wziąć pod uwagę, że uczniowie klas I-III nie są w stanie wysiedzieć całe 45 minut na krześle – mówi Tomasz Huk.

– Nie prowadzę lekcji 30-minutowych, a 45-minutowe, dlatego że uczę klasy starsze szkoły podstawowej, a przede wszystkim w liceum. Wiem jednak, że jeśli jeszcze widząc ucznia przez kamerkę na ekranie, da się go jakoś zmotywować do uczestnictwa w zajęciach, to 45 minut dla siedmio- czy ośmiolatka to zdecydowanie za długo – mówi Monika Owczarek, nauczycielka IX LO w Warszawie.  

Oczywiście jeśli nauczyciel się uprze, to poprowadzi te 45 minut, ale czy efekt tej lekcji będzie dobry, gdy dziecko już po 20 minutach dekoncentruje się przy monitorze? Zdaniem Moniki Owczarek obecnie nawet w starszych klasach trudno osiągnąć efekt na lekcjach online, ponieważ po tylu miesiącach pracy zdalnej młodzi ludzie są już mocno zdemotywowani.

Lekcja 30 minut netto

Dla rodziców czas świadomego uczestnictwa ucznia w zajęciach nie jest jednak najważniejszy. Część z nich poważnie zastanawia się, czy w ciągu 30 minut (np. raz na tydzień) nauczyciel jest w stanie zrealizować program. Z takim poglądem przedstawiciele placówek oświatowych się nie zgadzają.

– Jeśli uczeń będzie znużony, przeciążony, to przez te dodatkowe 15 minut i tak niczego się nie nauczy, a będzie tylko bardziej zmęczony. Lepiej, żeby wstał, poruszał się. Percepcja człowieka zależy również od kondycji fizycznej. Ruch pozytywnie wpływa na psychikę dziecka – wyjaśnia prof. Huk.

Stanisław Stoń, dyrektor LO nr 1 w Lublinie, też jest tego zdania, chociaż przyznaje, że w trakcie nauki zdalnej nie da się zrobić tyle, co podczas stacjonarnych, 45-minutowych zajęć. Ale można zrobić wiele.

– To oczywiste, że nauczyciel w trakcie nauki zdalnej całego programu nie jest w stanie zrealizować – mówi Stoń. – Ale na pewno przerobi z uczniami te elementy, które pozwolą im dane zagadnienie zrozumieć. I jeśli w czasie normalnej 45-minutowej lekcji w klasie np. rozwiązywał sześć czy siedem zadań, to podczas lekcji zdalnej zrobi tylko dwa lub trzy. Więc te umiejętności mogą być mniej wyćwiczone w szkole. Jeśli jednak uczniowi zależy, to dołoży trochę pracy w domu i utrwali tę wiedzę – wyjaśnia.

Jego zdaniem lekcje w szkole podstawowej powinny mieć po 45 minut łącznie z przerwą. Bo tam można zastosować zabawę, inne formy zajęć.

– Dziecko nie musi siedzieć cały czas przy komputerze. Więc tu raczej chodzi o to, żeby to było 30 minut zajęć netto, a sama lekcja żeby trwała 45 minut lub nawet dłużej – mówi.

I takie są też obecne zalecenia władz oświatowych, zwłaszcza gdy chodzi o nauczanie wczesnoszkolne, gdzie nauczyciel sam może regulować długość lekcji.

– W przypadku edukacji wczesnoszkolnej, jeśli nauczyciel zblokował przedmioty, dopuszczalne jest nawet skończenie lekcji o pół godziny czy nawet godzinę wcześniej, bo to wpłynie tylko pozytywnie na dzieci – podkreśla Tomasz Huk.

Ważne jest wspieranie

Jednak rodzice nie są co do tego przekonani, bo już teraz spędzają wiele czasu na przerabianiu kolejnych partii materiału i zwyczajnym odrabianiu zadań. Ich zdaniem takie podejście prowadzi do prostej konsekwencji – im mniej nauczyciel zrobi podczas zajęć, tym więcej czasu będą musieli poświęcić na edukację z dzieckiem.

Rodzice nie powinni odrabiać lekcji za dzieci, tylko je w tym wspierać. Fot.Shutterstock
Rodzice nie powinni odrabiać lekcji za dzieci, tylko je w tym wspierać. Fot.Shutterstock

– To błąd – twierdzi Dorota Suchacz, dyrektorka II LO w Gdańsku i jednocześnie metodyk Sopockiego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli. – Rodzic nie powinien wykonywać zadań za dziecko, tylko wspierać je w tym, co robi. Jeżeli dziecko ma trudności z koncentracją, to mu pomóc, ale nie wykonywać ćwiczeń za niego, ponieważ to prowadzi do tego, że uczeń, owszem, może dostanie lepszą ocenę, ale prędzej czy później jego wiedza zostanie zweryfikowana – w jakiejś sytuacji życiowej lub podczas testu ósmoklasisty czy egzaminu maturalnego.

Suchacz ostrzega, że nadmierne zaangażowanie rodziców w edukację dzieci może przynieść więcej strat niż pożytku, ponieważ nauczyciel musi wiedzieć, że dana partia materiału, dane zadanie jest dla uczniów zrozumiałe.

– Jeśli uczniowie są "zawsze przygotowani", to nauczyciel uznaje "w porządku, zrozumieli, możemy iść dalej". Więc tutaj sami robimy krzywdę dziecku i z dnia na dzień powiększamy jego zaległości – tłumaczy.

Podkreśla przy tym, że rodzice powinni mieć zaufanie do tego, co robią nauczyciele, bo w większości są dobrze przygotowani do zawodu. Zawsze też rodzice mogą prosić dyrektora o wyprostowanie nieprawidłowości, które się pojawiają.

– Rolą dyrektora jest to, żeby w ramach nadzoru pedagogicznego zainteresował się sprawą, stwierdził, w którym miejscu popełniono błąd. Przecież w lekcji może uczestniczyć metodyk, konsultant, który pomoże rozwiązać problem, wesprze nauczyciela, bo może rzeczywiście źle organizuje on czas pracy na lekcjach – wyjaśnia.

Często obawy rodziców, a czasami i nauczycieli, biorą się stąd, że uważają, iż wszystko, co jest w podręczniku, musi być realizowane. – Obowiązkowa jest podstawa programowa – podkreśla Dorota Suchacz.

– To jest objaw nowego podejścia do edukacji, do którego wszyscy zostali zmuszeni. Jeśli rodzice sobie z tym nie poradzą, to się zamęczą. Z drugiej strony, jeśli uczniowie nie zaczną samodzielnie pracować, to też z tego nic nie będzie. Dzieci muszą się nauczyć tego, że to one odpowiadają za własną wiedzę i za własną edukację – podkreśla.

Dla Igi Kazimierczyk, prezeski Fundacji „Przestrzeń dla edukacji”, sprawa jest prosta – dyrektor może podjąć decyzję o skróceniu lekcji do 30 minut, ale nauczycieli obowiązuje nadal ta sama podstawa programowa. Więc im mniej nauczyciel zrobi na lekcji, tym więcej będzie musiał zrobić uczeń z rodzicami. Materiał musi zostać przerobiony, a tego bez dobrej woli i determinacji władz oświatowych co do konieczności dokonania zmian w podstawach programowych – i to dla każdej klasy – zmienić się nie da.

TAGI
KOMENTARZE15

  • Dan 2021-04-14 10:56:55
    Na tyle na ile jej pozwalają to spełnia. Z drugiej strony szkoła już dawno utraciła swoje znaczenie w momencie oddania jej w ręce społeczeństwa. Jest trochę tak jak z tą andemią często a nawet zawsze decydują w niej nie do końca fachowcy i specjaliści. Jeśli już decydują to się im zamyka buzię a i...ch fachowość schodzi na plan dalszy a autorytet podważany  rozwiń
  • Sarmata 2021-04-13 14:22:54
    Zastępczy temat! Zajmijcie się stanem finansów Polaków! Większość firm biorąc pomoc x tarczy obniżyło pensje, zlikwidowano premie, nagrody! A Wy tu piszecie o rosnących zarobkach? Chyba złodziei z Wiejskiej!
  • Kadra 2021-04-12 16:23:12
    A gdy dzieci siedzialy non stop przed ekranami komórek, to wszystko było ok, a nauczyciel ze "skóry wychodził", bo nie mógł lekcji zrealizować.!!!!!!!

Logowanie

Dla subskrybentów naszych usług (Strefa Premium, newslettery) oraz uczestników konferencji ogranizowanych przez Grupę PTWP

Nie pamiętasz hasła?

Nie masz jeszcze konta? Kliknij i zarejestruj się teraz!