- Wzrost liczby zakażonych spowodowany kolejną falą pandemii koronawirusa sprawia, że przybywa szkół, w których dzieci uczą się zdalnie.
- Dominującą formą nauczania w szkołach, które mogą prowadzić zajęcia online, są lekcje hybrydowe prowadzone jednocześnie stacjonarnie i zdalnie.
- Zdaniem części dyrektorów takie nauczanie jest jeszcze mniej efektywne niż nauczanie zdalne, ale są argumenty, które mogą przemawiać za tym rozwiązaniem.
Nie ma się co oszukiwać - pandemia w szkołach szaleje.
- Jest kilka wariantów postępowań, jeden z nich dotyczy przejścia na naukę zdalną klas od IV wzwyż i punktowo w miastach, gdzie transmisja koronawirusa jest najwyższa - powiedział we wtorek (25 stycznia) minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek. Jak dodał, decyzja ma zapaść w najbliższych godzinach.
Tam nauka zdalna już trwa
Każdy niemal zna szkołę, w której już prowadzone jest nauczanie zdalne. W SP nr 12 w Warszawie 6 klas na 19 uczy się online. Marcin Konrad Jaroszewski, dyrektor XXX LO w Warszawie, informuje, że na zdalnym ma już 13 klas, a zostało mu jeszcze 10.
Panie @CzarnekP, właśnie wysłałem trzynastą klasę na zdalne nauczanie W szkole zostało mi jeszcze 10, które cały czas dzielnie opierają się inspiracjom opozycji. Kilku nauczycieli też poddało się jej wpływom i chorują, co utrudnia organizację pracy Co za szkodnicy z tej opozycji! https://t.co/J0LYjTF0f8
— MKJ (@MKJaroszewski) January 24, 2022
W SP nr 5 w Chorzowie jest jeszcze gorzej – na 22 klasy aż 18 poszło na kwarantannę. W związku z tym dyrektor podjął decyzję o wysłaniu wszystkich uczniów na naukę zdalną.
Oczywiście nie wszędzie jest tak źle, a szkoły próbują różnymi sposobami walczyć z rosnącą falą pandemii. Zgodnie z zaleceniami nie wysyłają całych oddziałów na nauczanie zdalne, a tylko te dzieci, które miały kontakt z osobami zarażonymi, prowadząc jednocześnie naukę zdalną i stacjonarną.
Czytaj też: Powrót do nauki zdalnej możliwy w każdej chwili
Hybrydowo, czyli jak?
- W sytuacji, gdy tylko część dzieci z klasy jest na kwarantannie, a reszta uczy się w szkole, wprowadzamy tryb hybrydowy. Nauczyciel prowadzi wówczas normalne zajęcia z uczniami w klasie, natomiast dzieci na kwarantannie, jeżeli rodzice wyrażą na to zgodę, uczestniczą w nich zdalnie, na Teamsie. W ten sposób nie tracą wiele z lekcji - mówi Grażyna Chuda, dyrektor SP nr 5 w Gaworzycach.
Dla rodziców uczniów klas niższych szkoły podstawowej to bardzo korzystne rozwiązanie, bo mogą pracować, w przypadku dzieci starszych również – bo nie tracą kontaktu z rówieśnikami. Nic więc dziwnego, że taki sposób funkcjonowania szkoły podczas pandemii nie należy do rzadkości. System wymaga jednak od kierownictwa szkoły istotnych zmian w organizacji, jest bardzo wymagający dla nauczyciela.
Według Rafała Stasika, dyrektora SP nr 5 w Szczecinku, sprawa się komplikuje, gdy na kwarantannie znajdzie się również nauczyciel. Jak ma prowadzić zajęcia z domu, kiedy część klasy jest w szkole. Postawić kamerę, dwie? Kto ma zapewnić opiekę nad dziećmi w szkole?
- Nauczyciel, który uczy z domu, nie może zajmować się dziećmi w szkole i jednocześnie tymi, które są online. Organizacyjnie jest to nie do udźwignięcia. I wtedy pojawiają się zastępstwa. Więc to jest wykonalne tylko wtedy, gdy nauczyciel jest w szkole i część uczniów razem z nim. Ale nawet to jest dobre tylko na krótką metę - podsumowuje Rafał Stasik.
Mało korzyści, dużo zamieszania
Rozwiązania stosowane przez szkoły są bardzo różne. Przypadkowe zastępstwo to zazwyczaj lekcja stracona, więc lepiej zgromadzić dzieci „stacjonarne” u jednego przedmiotowca, a resztę zdalnie. Tylko że te lekcje nie są zbyt efektywne.
Oto jak opisuje je nauczycielka jednego z LO na Śląsku:
- Prowadzę lekcję w klasie dla uczniów stacjonarnych, jednocześnie jestem na teamsie, żeby uczniowie online też w niej uczestniczyli. Co chwilę słyszę – proszę laptop ustawić na tablicę, bo nie widać, co pani pisze. A ja nic w tym czasie nie piszę, bo akurat wyświetlam to, co mam przygotowane na tablicy multimedialnej. Więc robię tak – kiedy rozdam już karty pracy, proszę, żeby uczniowie zrobili zdjęcie i wysłali szybko tym, którzy są w domu. Po to, żeby oni wiedzieli, co my robimy.
Warto podkreślić, że lekcje hybrydowe odbywają się również w sytuacji, gdy dzieci są zdrowe. Coraz więcej uczniów i rodziców decyduje się na naukę zdalną. Z różnych względów – z przyzwyczajenia, z obawy przed zarażeniem dziecka, a ostatnio nawet z obawy, by dziecko nie rozchorowało się przed feriami. Jeśli szkoła daje taką możliwość, to dlaczego z niej nie skorzystać?
- Od dziś 7 na 16 województw jest na feriach. Więc dzieci i młodzież z 7 województw w Polsce w ogóle nie są w szkole, a zatem ten kontakt i ten ruch okołoszkolny w tych województwach jest zredukowany do minimum. W pozostałych 9 województwach stosujemy przepisy, które stosowaliśmy do tej pory i dyrektorzy szkół wraz z sanepidem wysyłają na naukę zdalną i na kwarantannę uczniów z tych klas, które miały kontakt bezpośredni z osobami zakażonymi - mówił minister Czarnek w radiowej Jedynce.
Albo stacjonarnie, albo zdalnie
Nie wszystkie szkoły decydują się na tak rozumiane nauczanie hybrydowe, bo zdaniem części dyrektorów - z takich lekcji nie korzysta ani uczeń w klasie, ani będący na zdalnym.
– To jest to, czego się obawiałem – komentuje Jacek Ślósarz, dyrektor Zespołu Szkół Ogólnokształcących w Myślenicach. – Zarówno władze samorządowe, jak i oświatowe myślą, że lekcje można prowadzić jak transmisje z wieców. Otóż nie jest to możliwe, bo musi być pełna komunikacja z uczniem.
Jego zdaniem, dyrektorzy, którzy tak robią, nie do końca przemyśleli sprawę. Transmisja tego, co nauczyciel robi przy tablicy to według Ślósarza namiastka nauczania, a efekt jest gorszy niż, kiedy cała klasa jest na zdalnym.
– My nie robimy takich numerów. Jeśli jest taka potrzeba, to cała klasa idzie na zdalne, a nie pół klasy ma zdalne, a pół klasy jest w szkole. Bo to jest bez sensu, bo albo uczę młodzież, albo jej nie uczę. W trakcie nauki zdalnej uczę przynajmniej trochę. To widać chociażby po wynikach maturalnych – w tym roku po raz kolejny mieliśmy 100-proc. zdawalność – stwierdza.
Szkoła w ramach Małopolskiej Chmury Edukacyjnej ma sprzęt przygotowany do wykładów zdalnych, ale tylko w dwóch salach lekcyjnych, a młodzież po drugiej stronie, w domach nie ma takich możliwości, więc jest to wykluczone. A dochodzi problem przepustowości łącza przy transmisjach z kilku sal.
- Tego się nie da zrobić w warunkach polowych. Oparcie lekcji na jednej kamerce nie jest nauczaniem. Taką kamerkę może sobie dyrektor zainstalować, żeby widzieć, czy nauczyciel pracuje - podsumowuje Ślósarz.
Są zalety takiego rozwiązania
Podobny pogląd reprezentuje Tomasz Huk, dyrektor SP nr 11 w Katowicach. Jego zdaniem idea, żeby łączyć nauczanie zdalne ze stacjonarnym, jest bardzo dobra, zwłaszcza w sytuacji, gdy któryś z uczniów przebywa w szpitalu lub jego stan zdrowia nie pozwala na to, żeby uczestniczyć w lekcjach. Wtedy mógłby się łączyć za pomocą komunikatorów z klasą, żeby nie tracić lekcji.
Nie może to jednak dotyczyć dużej grupy uczniów, bo szkoły nie są do tego przygotowane technologicznie. Taka forma prowadzenia zajęć wymaga wyposażenia sal lekcyjnych w specjalne systemy kamer.
- Tu chodzi o system, który umożliwiałby zrobienie podglądu do mikroskopu, części tekstu, pokazanie jakiejś pomocy dydaktycznej, która nie jest cyfrowa - wyjaśnia.
System wizyjny i nagłośnieniowy powinny być sterowane za pośrednictwem odpowiedniego oprogramowania, które nauczyciel kontrolowałby w czasie lekcji. On też powinien widzieć uczniów, mieć z nimi pełny kontakt. Ale do tego jest potrzebna odpowiednia technologia, której w szkołach nie ma.
- Wiem, że niektórzy nauczyciele próbują tej formy nauczania hybrydowego. Chciałoby się powiedzieć – eksperymentują, szukają właściwych rozwiązań. Nie można powiedzieć, że jest to zła metoda i należy ją skreślić. Uważam, że należy ją udoskonalać - podsumowuje.
Nowego podejścia do nauczania hybrydowego nie skreśla również Zyta Czechowska, Nauczycielka Roku 2019, dyrektorka Niepublicznego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli.
- Szkoły są różne, więc w każdej będzie się sprawdzał inny system i inny model nauczania. Jeśli będą to uczniowie, którzy mają większe kompetencje cyfrowe, to taki model nauki hybrydowej nie będzie dla nich trudnością. I na pewno lepiej, żeby mieli takie zajęcia, niż gdyby ich nie mieli mieć wcale - ocenia Czechowska.
Dla nauczyciela z pewnością są to lekcje bardzo wymagające, bo trudno jest skupić uwagę i na uczniach w klasie, i jednocześnie wspierać uczniów w edukacji zdalnej. Taka forma nauki na pewno nie jest tak efektywna, jak gdyby odbywała się całkowicie zdalnie. Ale z drugiej strony są uczniowie, którzy w ogóle nie potrafią uczyć się zdalnie w domu. Z myślą o nich trzeba jakiś złoty środek znaleźć uwzględniając różne kompetencje i preferencje nauczycieli i uczniów.

Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.