- Zarząd Główny ZNP prosi o wznowienie rozmów w sprawach oświaty, ale jeżeli do nich nie dojdzie, zapowiada akcję protestacyjną.
- Obecnie głównym problemem nauczycieli są płace. ZNP zamierza przekonywać do podwyżek zarówno rząd, jak i parlamentarzystów.
- Jeśli rozmowy nie przyniosą rezultatu, już 1 września związkowcy rozpoczną akcję protestacyjną. Rozważany jest też spór zbiorowy.
- W piątek wyślemy list do premiera Morawieckiego, w którym po raz kolejny zwracamy się z prośbą o rozpoczęcie rozmów w sprawie tego wszystkiego, co dzieje się w oświacie, tych wszystkich problemów, ale przede wszystkim w sprawach wynagrodzeń. Jeżeli nie będzie żadnego odzewu, tak jak – niestety – było do tej pory, to 1 września rozpoczniemy akcję protestacyjną – wyjaśnia Krzysztof Baszczyński, wiceprezes Związku Nauczycielstwa Polskiego, referując kierunki dalszych działań ZNP, określone przez jego zarząd główny na ostatnim posiedzeniu 28 czerwca.
Zobacz też: Sławomir Broniarz: nie zrezygnujemy z żądań płacowych
Związkowcy chcą pokazać, że jest problem
Nie będzie to strajk, tylko akcja protestacyjna, której celem będzie zwrócenie uwagi władz oświatowych i społeczeństwa na problemy środowiska nauczycielskiego. Pojawią się więc bilbordy, oflagowanie szkół, plakaty i tak dalej.
- Jeżeli to też nikogo nie wzruszy, no to jest decyzja, aby zarząd główny, który spotka się dokładnie w ostatnim tygodniu września, podjął uchwałę o wejściu w spór zbiorowy – zapowiada wiceprezes ZNP.
To jednak – jak podkreśla – byłaby ostateczność.
- Dla nas najważniejszą rzeczą są rozmowy, tym bardziej, że ze strony ministra i jego ludzi powtarzana jest jak mantra informacja, że nauczycielskie związki zawodowe, nie tylko ZNP, odeszły od stołu. No więc po raz kolejny podkreślam – to jest nieprawda, dlatego że myśmy od niczego nie odchodzili. Ostatnie spotkanie odbyło się 7 grudnia 2021 r. i kolejne miało się odbyć na przełomie Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Więc jak tu można mówić o jakimkolwiek odstąpieniu od rozmów – podkreśla. - Jak długo można wyjaśniać, że my chcemy rozmawiać, my o to prosimy, my się tego domagamy, natomiast żadnej reakcji ze strony czy to premiera czy ministra nie ma. I to jest główny wątek, który został podjęty przez zarząd główny we wtorek – wskazuje.
Poszukiwanie alternatywy
Wiceprezes ZNP nie ukrywa, że związek szykuje alternatywne działania na wypadek braku takich rozmów lub ich fiaska. Z tego względu już w przyszłym tygodniu odbędą się rozmowy w Radzie Dialogu Społecznego na temat projektu ZNP dotyczącego zmian w ustawie o rozwiazywaniu sporów zbiorowych – a więc strony do prowadzenia sporu zbiorowego, którym zdaniem związkowców nie powinien być dyrektor placówki oświatowej, a przynajmniej organ prowadzący czy – jeszcze lepiej - resort oświaty.
- Jeżeli te rozmowy nic nie dadzą, bo na przykład jeden z partnerów nie zgodzi się na to, aby stroną był resort czy rząd, czy też wójt, burmistrz lub prezydent miasta, to wtedy pójdziemy drogą poselską. Bo to jest co najmniej dziwactwo, żeby na temat wynagrodzeń czy tego bałaganu, który naszym zdaniem jest w oświacie, rozmawiać z dyrektorem, który niewiele może zrobić, ponieważ nie od niego te decyzje zależą – wyjaśnia Krzysztof Baszczyński.
Podwyżki dla początkujących to za mało
Według wiceprezesa ZNP nie zrezygnuje z lobbowania za podwyżkami w parlamencie i mimo że w Sejmie wszystkie poprawki dotyczące nowego wskaźnika wzrostu wynagrodzeń zostały przegrane, związek zamierza do nich przekonać Senat na najbliższym posiedzeniu 20 lipca.
- Liczymy, że gdy Senat je wprowadzi, to może wśród posłów wywoła to jakąś refleksję i w Sejmie tego nie odrzucą, że można będzie inaczej. Tak że idziemy również taką drogą, bo chyba nie musimy nikogo przekonywać, że te 4,4-proc. podwyżka, którą dano ludziom, to jest po prostu żenada – mówi wiceprezes.
20 proc. tylko dla nielicznych
Zdaniem przedstawiciela ZNP problemu zbyt niskich płac nie rozwiązuje procedowana obecnie w Senacie nowelizacja Karty nauczyciela, w której zaplanowano podwyżki dla nauczycieli przygotowujących się do zawodu. W świat poszła informacja, że dla tych nauczycieli początkujących będzie to 20-proc. wzrost wynagrodzeń, ale to jest ćwierć prawda, dlatego, że pod pojęciem nauczyciela przygotowującego się do zawodu kryją się dzisiejszy nauczyciel stażysta i nauczyciel kontraktowy.
- Więc dotychczasowy nauczyciel kontraktowy dostanie nie 20-proc. wzrost średniego wynagrodzenia, ale 9-proc., bo dzisiaj ma 11 proc. więcej – tłumaczy. - Natomiast nauczyciel rozpoczynający pracę w zawodzie faktycznie będzie miał 20 proc. więcej, ale przez 2 lata będzie pracował na umowie na czas określony, więc i tak nie można robić zakupów na to konto, bo kwota nie będzie wysoka. Dlatego, że w średnim wynagrodzeniu liczony jest dodatek stażowy, dodatek motywacyjny, dodatek za wychowawstwo, których przecież ci ludzie nie mają, bo mieć nawet nie mogą. Więc to jest takie zakłamywanie rzeczywistości – podsumowuje.

Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.