Reforma oświaty pogorszy warunki nauki w placówkach publicznych

• Dr. Justyna Glusman odnosi się do zapewnień minister Anny Zalewskiej, że wszystkie strony – MEN, samorządy, kuratoria oświaty weszły w nowy rok szkolny gotowe do reformy oświaty.
• Zdaniem ekspertki, reforma przyniesie wiele negatywnych skutków jak pogorszenie warunków nauki w placówkach publicznych i odpływ zamożniejszych uczniów do szkół prywatnych.
• Glusman wskazuje tez na problemy z finansowaniem reformy w samorządach.
Minister, ogłaszając sukces swoich działań, zaklina więc rzeczywistość. Liczy zapewne na to, że negatywne skutki zmian wyjdą na jaw już po wyborach samorządowych 2018 r., zaś widoczne wcześniej niedociągnięcia uda się złożyć na karb zaniechań samorządów. Jednak już dziś można postawić pewne tezy o fatalnych konsekwencjach reformy.
Nieoszacowane koszty
Po pierwsze, wzrasta liczba dzieci w placówkach szkolnych w miastach; także tych, które już przed reorganizacją były przepełnione. Warto podkreślić, że nie ma przepisów czy norm ograniczających możliwości zwiększania liczby uczniów w budynkach szkolnych.
Niektóre samorządy wykorzystały reformę do przeprowadzenia zmian nastawionych głównie na ograniczenie wydatków oświatowych, co często odbywa się kosztem jakości nauki i opieki w szkole, jak również warunków pracy nauczycieli. Dodatkowo, budynki po gimnazjach można będzie spieniężyć. Zachętą do tego rodzaju działań podejmowanych przez samorządy jest niedoszacowanie kosztów systemu edukacji i zbyt niski poziom subwencji oświatowej. Państwo finansuje średnio tylko ok. 70 proc. kosztów funkcjonowania szkół, resztę JST muszą dokładać z własnych środków.
Spadek jakości nauczania
Likwidacja gimnazjów na terenach wiejskich niesie ze sobą dodatkowe konsekwencje w postaci pozbawienia uczniów dostępu do najlepszej infrastruktury technicznej oraz kadry pedagogicznej. Nie ma fizycznej możliwości, aby samorządy, dopłacające z własnego budżetu do funkcjonowania sieci szkół, były w stanie w wiejskich 8-latkach stworzyć podobne warunki do nauki (pracownie, laboratoria, sale teatralne, nowoczesne boiska), jakie były regułą w gimnazjach.
Zatem najbardziej odczuwalną konsekwencją reformy będzie pogorszenie warunków nauki w placówkach publicznych. Spowoduje to ucieczkę do szkół prywatnych wszystkich tych, którzy będą w stanie sfinansować tam naukę swoich dzieci. To wyjście racjonalne z punktu widzenia zamożniejszych rodziców, bo jeden egzamin do liceum, decydujący o przyszłości młodego człowieka, to tylko jedna szansa na sukces albo porażka o wieloletnich konsekwencjach. Część rodziców nie będzie więc skłonnych, nawet w imię dotychczas wyznawanych idei, ponosić tego ryzyka.
Wystarczy zauważyć, że np. w Warszawie w pierwszej dwudziestce szkół podstawowych nie ma żadnej szkoły publicznej. Można się spierać o miarodajność rankingów, niemniej odpowiedź na pytanie o to, po której placówce dziecko ma większe szanse na kontynuację nauki w renomowanym liceum, jest prosta. Znają ją także rodzice, którzy tracąc szansę na wyrównanie ewentualnych braków dziecka w dobrym gimnazjum, zaczną exodus ze szkół publicznych kilka lat wcześniej.
Co to oznacza? W długim okresie – zwiększanie się podziałów społecznych poprzez wyraźny podział na szkoły dla biedniejszych i bardziej zamożnych; odpowiednio: publiczne i prywatne.
Po drugie, dalszą degradację szkół publicznych, gdyż w momencie odpływu z nich przedstawicieli klasy średniej placówki stracą także część źródeł finansowania ze środków rad rodziców, które pokrywają wszelkie „dodatkowe” wydatki – od książek i dyplomów, po środki czystości. To dodatkowo wzmocni trend przechodzenia do szkół prywatnych. Tak więc Minister Anna Zalewska funduje Polsce system latynoamerykański, w którym bogaci uczą się w szkołach prywatnych i dobrych uniwersytetach, a biedni zaczynają i kończą edukację w publicznych podstawówkach. Jest to kierunek odwrotny od powszechnie uznawanego za najlepszy na świecie systemu fińskiego, stawiającego na powszechną naukę w dobrej jakości publicznych szkołach rejonowych.
Brak dodatkowych środków dla JST
Odrębnym problemem jest źródło finansowania tych zmian. Choć Minister zapewnia, że rząd przeznaczył odpowiednie kwoty na dostosowania sieci szkół, już dziś samorządy wskazują, że to jedynie nikły procent realnie poniesionych kosztów, które sięgną w najbliższych latach jak nie setek milionów, to miliardów złotych.
Dziwi tylko fakt, że mając pełną tego świadomość, tak wielu radnych zdecydowało się głosować za przyjęciem tzw. uchwał oświatowych. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że Konstytucja RP w art. 167 (punkt 4) wyraźnie wskazuje, iż zmiany w zakresie zadań i kompetencji jednostek samorządu terytorialnego następują wraz z odpowiednimi zmianami w podziale dochodów publicznych. Tymczasem w odniesieniu do zdecydowanej większości gmin ten warunek nie został spełniony.
-
rodzic
2017-09-20 09:22:03
najważniejsze zostało spełnione - teraz już wszystkie dzieci chodzą do takiej szkoły do jakiej chodził nasz wielki Wódz i Przewodnik z nowogrodzkiej
-
qwasyx
2017-09-20 06:52:06
a komu w PL potrzebne jest wyksztalcone spoleczenstwo?
-
wfman
2017-09-19 15:41:17
U nas po połączeniu podstawówki i gimnazjum okazało się, że na wf dzieci nie mają się gdzie przebrać, chyba, że chłopcy i dziewczyny będą mieć wspólne szatnie :(