- Według wyliczeń MEN i MF samorządy nie powinny narzekać na brak pieniędzy na realizację zadań oświatowych.
- Zdaniem samorządowców z roku na rok rośnie luka oświatowa, a wprowadzone podwyżki wynagrodzeń nauczycielskich mogą pogrążyć najsłabsze samorządy.
- Przedstawiciele samorządu liczą, że powołanie zespołu ds. monitorowania oświaty pozwoli na pokazanie kosztów i problemów, których przedstawiciele rządu w finansowaniu oświaty nie widzą.
15 września odbyło się długo oczekiwane przez stronę samorządową posiedzenie Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego w całości poświęcone sprawom edukacji. W programie znalazły się tylko dwa punkty: sytuacja w szkołach i placówkach oświatowych po 14 dniach od rozpoczęcia roku szkolnego oraz finansowanie oświaty.
Posiedzenie trwało wyjątkowo długo, dyskusja przybierała różne formy, ale strony "trzymały fason". Co można powiedzieć o jej charakterze? Przebijała z niej niewątpliwie głęboka troska o przyszłość polskiej oświaty, w tym o równy dostęp dzieci i młodzieży do edukacji.
Zgodnie z agendą spotkanie rozpoczęła informacja o sytuacji w polskich szkołach po dwóch tygodniach nauki. Przedstawili ją Główny Inspektor Sanitarny Jarosław Pinkas oraz minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski. Oczywiście nie obyło się bez pytań i postulatów przedstawicieli strony samorządowej, ale nie spotkały się z większym zainteresowaniem ministra. Mówiąc wprost – właściwie nie podjął tematu postulatów, choć formalnie na wszystkie uwagi skrupulatnie odpowiedział.
Zobacz:Dla MEN nauka w szkołach idzie dobrze. Samorządowcy mają uwagi
Po tej, trwającej blisko godzinę, rozgrzewce przystąpiono do omawiania kwestii zasadniczej – finansów.
Walka na slajdy
Jako pierwszy głos zabrał minister Piontkowski, który omawiając kolejne wyświetlane slajdy, wskazywał, jak bardzo subwencja oświatowa w ciągu ostatnich lat rosła. A przede wszystkim, jak dynamicznie rosła w ciągu ostatnich lat.
– Po okresie stabilizacji doszło do wyraźnego wzrostu subwencji oświatowej. W latach 2016-2020 subwencja oświatowa wzrosła o 9,5 mld złotych. W samym 2020 r. wzrosła ona o prawie 3 mld zł (6,2 proc.), co miało związek ze wzrostem wynagrodzeń nauczycielskich. Subwencja oświatowa w 2020 r. osiągnęła poziom prawie 50 mld zł – podał, wskazując jednocześnie, że obecnie subwencja jest wyliczana na podstawie aktualnych danych z Systemu Informacji Oświatowej, co ją jeszcze bardziej urealniło.
Podkreślił przy okazji, że jeśli chodzi o wydatki na oświatę, to Polska na tle innych krajów Unii Europejskiej wypada bardzo dobrze, przeznaczając na nie 5 proc. swojego PKB - gdy średnia europejska wynosi 4,7 proc. (dane za 2018 r.).
Kolejne slajdy prezentowane przez ministra Dariusza Piontkowskiego, a następnie Piotra Patkowskiego, podsekretarza stanu w Ministerstwie Finansów, pokazywały, że subwencja na oświatę (mówiąc dokładnie: część oświatowa subwencji ogólnej) przekazywana do jednostek samorządu terytorialnego jest wystarczająca, a - biorąc pod uwagę znaczące wzrosty dochodów z PIT i CIT, jakie stały się udziałem samorządu m.in. na skutek uszczelnienia systemu podatkowego - pieniędzy na oświatę nie powinno brakować. Tym bardziej że w czasie, gdy dochody samorządom się powiększały, ich wydatki na oświatę malały. Jedynym wyjątkiem była tu sytuacja powiatów w ubiegłym roku.
– Od 2015 r. samorządom rośnie nadwyżka operacyjna netto (czyli nieobciążona zobowiązaniami). I w 2019 r. wyniosła ona 14,5 mld zł – wskazywał minister Patkowski.
Co więcej, mimo epidemii koronawirusa i spodziewanych spadków dochodów o blisko 40 proc., po dwóch kwartałach 2020 roku te spadki z tytułu CIT i PIT były zaledwie kilkuprocentowe. A zatem samorządy dysponują środkami i mogą realizować zadania oświatowe.
Po samorządowej stronie
Zupełnie odmienny obraz wydatków oświatowych przedstawił w imieniu samorządowców Marek Wójcik, ekspert Związku Miast Polskich. Z jego prezentacji wynikało z kolei, że w 2018 r. samorządy zamknęły swe budżety deficytem w wysokości 7,5 mld zł.
– Nadwyżkę zanotowało 870 jednostek na kwotę 2,7 mld zł, a 1999 jednostek miało deficyt w wysokości 10 mld zł – podkreślał przedstawiciel ZMP.
Według jego wyliczeń wydatki bieżące jednostek samorządu terytorialnego w ubiegłym roku były zasadniczo o ok. 1/3 wyższe od otrzymanej subwencji oświatowej. Wydatki majątkowe w oświacie – różne w poszczególnych samorządach – świadczą zaś o gigantycznym, samorządowym wysiłku inwestycyjnym, które w 2018 r. zainwestowały 5,2 mld zł, a w 2019 r. - 4,5 mld zł. Mimo to kluczowym problemem w finansowaniu oświaty są wynagrodzenia nauczycieli, które w subwencji są niedoszacowane.
– Chcemy, żeby nauczyciele zarabiali więcej, ale proszę zobaczyć, jak rosła różnica w wydatkach na wynagrodzenia nauczycieli w okresie marzec 2018-wrzesień 2020 – mówił ekspert ZMP, wskazując na slajd. – Wynagrodzenia wzrosły o 28,5 proc., natomiast subwencja oświatowa tylko o 15,6 proc., czyli niemal dwukrotnie wolniej. I to w sytuacji, kiedy 86 proc. wydatków na zadania subwencjonowane to wynagrodzenia. Nie powinno być takiej dysproporcji – stwierdził. Po czym przystąpił do omawiania sposobu wyliczenia kwot, stojących w rażącej sprzeczności z danymi MEN i MF, upewniając się, że przedstawiciele obu ministerstw go słuchają.
– Jeżeli w 2019 r. mieliśmy 46 mld zł subwencji, a z tego co najmniej 86 proc. wydaliśmy na płace. To oznacza, że wydaliśmy na płace 40,3 mld zł. Oczywiste, że podwyżki z 2019 r. powinny przejść na 2020 r., a od września wynagrodzenia będą wyższe. Zatem w 2020 r. tylko na płace powinniśmy wydać 46,7 mld zł. Jeśli do tej kwoty dodam to, co wydaliśmy na wydatki niepłacowe w 2019, czyli 6,6 mld zł, to już otrzymuję 53,3 mld zł. Natomiast po dodaniu planowanej inflacji (3,3 proc.) powinniśmy dostać w tym roku o 5,3 mld zł więcej, niż otrzymaliśmy w subwencji oświatowej. Kluczowym problemem finansowania oświaty jest rozbieżność między podwyżkami nauczycielskimi, a tym, ile otrzymujemy z subwencji. Coraz więcej samorządów ma sytuację taką, że subwencja nie wystarcza im nawet na płace nauczycieli – podsumował.
Dodał, że ta różnica 5,3 mld zł wynika z niedoszacowania podwyżek dla nauczycieli - i ta skala "niedoboru" z roku na rok rośnie.
Trzeba ujednolicić dane
– Musimy wyjść z zaklętego kręgu, w którym z jednej strony mamy optymistów, a z drugiej - pesymistów, a prawda leży gdzieś pośrodku. Dlatego prosimy o powołanie przy KWRiST zespołu ds. monitorowania oświaty. I żeby ten zespół składał kwartalne sprawozdania o tym, co udało się zrobić – zaapelował Marek Wójcik.
Od razu trzeba wyjaśnić, że wspomniana kwestia została ustalona już nieco wcześniej. Przewodniczący obradom minister Paweł Szefernaker poinformował o tym postulacie strony samorządowej obu ministrów, na co ci się zgodzili.
Zespół zatem powstanie, a jego skład ma być ustalony już podczas najbliższego posiedzenia KWRiST 30 września. Drugim postulatem zgłoszonym przez samorządowców było zdynamizowanie prac trójstronnego Zespołu ds. statusu zawodowego pracowników oświaty, ale jego prace zostały już wznowione pod koniec sierpnia i mają być przyspieszone.
Pytania i wątpliwości
Po prezentacjach rozpoczęła się dyskusja. Sposobu na rozwiązanie problemu nie wymyślono, ale doszło do dość istotnej wymiany poglądów.
– Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? I jak to się dzieje, że na nic nie mamy pieniędzy – pytali samorządowcy.
W pewnym sensie na tę wątpliwość odpowiedział Andrzej Porawski z ZMP, sekretarz KWRiST.
– Jeśli chcemy rozmawiać o dochodach, to musimy mówić też o wydatkach. Panowie ministrowie, nasze wydatki nie pochodzą z naszych fanaberii, tylko z rosnących kosztów realizacji zadań samorządowych – mówił Andrzej Porawski.
Podkreślił jednocześnie, że ustawa regulująca wysokość subwencji pochodzi z 2004 r. I wtedy pokrywała ona wszystkie wydatki subwencjonowane. Natomiast dzisiaj ta sama subwencja to 85 proc. wydatków samorządowych.
– To prawie niemożliwe, by nasze wyliczenia aż tak bardzo się różniły... Dlatego mam wrażenie, że liczymy te wydatki w różny sposób – mówił Jacek Brygman, wiceprzewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP.
Wskazał też na zmiany, które - zdaniem przedstawicieli gmin wiejskich - powinny być jak najszybciej wprowadzone.
– Postulujemy faktyczne przywrócenie nam kompetencji do kształtowania sieci szkół; likwidację art. 30a Karty Nauczyciela, a jeśli nie likwidację, to przynajmniej zawieszenie tego przepisu na czas covidu; wnioskujemy o głęboką analizę funkcjonowania Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych, bo nie rozumiemy, dlaczego wszędzie jest on 3,5-procentowy, a w oświacie niemal trzy razy wyższy – wyliczał wójt Cekcyna.
Drobne sprawy, duże problemy
W imieniu ZGW poprosił MEN o przedstawienie wyliczenia, jak rosną koszty związane z edukacją uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, a także spowodowanie, by wynagradzanie nauczycieli korzystających z urlopu na poratowanie zdrowia, których liczba rośnie obecnie lawinowo, było regulowane przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Poprosił również o zwiększenie wagi (przelicznik stosowany przy wyliczaniu subwencji - przyp. red.)dla administracji szkolnej , ponieważ w związku z ostatnimi zmianami dotyczącymi minimalnej płacy koszty wynagradzania wzrosły średnio o 30 proc., tymczasem waga na administrację została obniżona z 0,3 na 0,2.
Jacek Karnowski, prezydent Sopotu, zwrócił m.in. uwagę, że nie można mówić, iż samorządy sobie poradzą, bo jedne sobie poradzą, a drugie nie. Poziom edukacji nie może zależeć od kondycji finansowej samorządu, bo dzieci w całym kraju powinny mieć zapewniony równy start w przyszłość. Tymczasem już teraz wyniki testów kompetencji i matur pokazują olbrzymie rozwarstwienie. Podkreślił też, że w warunkach epidemii samorządy dzielą klasy, co dodatkowo zwiększa wydatki oświatowe.
Stanisław Jastrzębski, wójt gminy Długosiodło, wiceprzewodniczący ZGW, wskazał na problem malejącej liczby dzieci w szkołach.
– Jeszcze kilka lat temu mieliśmy w gminie 1000 dzieci, teraz jest 640, a w przyszłym roku będziemy mieli tylko 580. Więc jeżeli subwencję otrzymujemy na głowę dziecka, to ta subwencja radykalnie spada. Niestety, nie spada nam liczba zatrudnionych nauczycieli. Te fakty gdzieś Ministerstwu Finansów w tych średnich giną... A nie będzie nigdy prawdziwego obrazu sytuacji, jeśli jako strony nie będziemy chcieli się dogadać. Z tego powodu proszę, dajcie szansę samorządowi i wysłuchajcie naszych argumentów. Musimy znaleźć wspólny język. Pomóżcie nam w tym, żebyśmy wspólnie znaleźli sposób finansowania i dali dzieciom z obszarów wiejskich szansę równego startu – apelował wójt Jastrzębski.
Wskazał też na koszty dowozu dzieci do szkoły, który zapewnia samorząd, a także konieczność określenia minimalnej liczby uczniów w klasach, bo jeśli jest ich dwoje czy troje, to nie ma jak prowadzić lekcji.
Marcin Banach, wiceprezydent Lublina, zwrócił z kolei uwagę, że liczba nauczycieli rośnie przy malejącej liczbie dzieci. I według jego wiedzy w Lublinie na pewno zabraknie pieniędzy na płace nauczycieli. Dlatego postulował, aby reguła finansowa została rozluźniona na 3 lata.
Eugeniusz Kowal, burmistrz Kowala, zauważył, że nie wszyscy mają nadwyżkę operacyjną.
– Tej nadwyżki jest w skali kraju tylko 14 mld zł. Jeśli MEN zagospodaruje nam całą nadwyżkę, to nie będziemy mieli jakichkolwiek pieniędzy na działalność... - wskazał.
O problemach niektórych gmin związanych z edukacją mówił również Krzysztof Iwaniuk, przewodniczący ZGW, wskazując, że gmina Rokitno, w której na 1 km kw. mieszka zaledwie 28 osób, ledwo sobie z tym zadaniem radzi. Po stronie wydatków ma 17 mln zł, a w dochodach 15 mln zł. Największe wydatki w jej budżecie to opieka (5,1 mln zł) oraz oświata (4,5 mln zł). W gminie jest jedna szkoła. Na przedszkole jej nie stać.
– Dzisiaj zrównoważony rozwój stał się fikcją. Dlatego oświata musi być "wystandaryzowana" – apelował Krzysztof Iwaniuk.
Te wszystkie problemy muszą być rozwiązane. Sprawą zajmie się zespół ds. monitorowania oświaty.
Co na to minister?
Przede wszystkim stwierdził, że większość wspomnianych postulatów dotyczy całego rządu, bo Ministerstwo Edukacji Narodowej nie kształtuje jednoosobowo wydatków państwa.
– Odpowiadamy tak naprawdę za podział subwencji oświatowej – stwierdził minister.
Zauważył przy tym, że kiedy MEN wprowadzał nową wagę dla małych szkół w gminach wiejskich, to ZGW nie chciał się na nią zgodzić. Przyznał rację przedstawicielowi Lublina, że nie należy dokonywać rewolucji w systemie oświaty, a raczej poprawić ten system, który istnieje.
Stwierdził, że ministerstwo widzi rosnące koszty związane z edukacją dzieci ze SPE i trzeba będzie tu poszukać jakiegoś rozwiązania. Obiecał też, że w przyszłym roku ta różnica między wzrostem wynagrodzeń a wzrostem subwencji będzie mniejsza niż ta wynikająca z wyliczeń Marka Wójcika. Przede wszystkim zaś podkreślił, że resort edukacji jest otwarty na rozmowy.

Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.