Partnerzy portalu

Topnieje poparcie dla propozycji MEiN w sprawie nauczycieli. Wszyscy czekają na ruch premiera

Topnieje poparcie dla propozycji MEiN w sprawie nauczycieli. Wszyscy czekają na ruch premiera
Mimo uspokajającej wypowiedzi ministra Przemysława Czarnka, stanowiska MEiN i samorządów nie są aż tak zbieżne (fot. BB).
Jeśli tuż po październikowym posiedzeniu zespołu ds. statusu zawodowego pracowników oświaty można było sądzić, że samorządowcy zgodzili się na większość zaproponowanych przez MEiN zmian w systemie wynagradzania i pragmatyce zawodowej nauczycieli, to dziś nie można mieć wątpliwości, że tak nie jest. Według przedstawicieli Związku Miast Polskich i Unii Miasteczek Polskich nie ma zgody samorządów na najważniejsze zmiany – podwyższenie pensum o 4 godzin oraz wprowadzenie obowiązkowych godzin dostępności. Powód? Samorządy nie mają na to pieniędzy.
  • Projekt MEiN dotyczący zmian w statusie zawodowym nauczycieli nie podoba się samorządowcom reprezentującym duże i małe miasta.
  • Samorządowcy obawiają się, że subwencja nie pokryje wydatków związanych z podwyżką pensum nauczycielskiego. Nie stać ich również na zorganizowanie nauczycielom miejsc pracy w szkołach.   
  • Przewodniczący Unii Miasteczek Polskich podkreśla, że ewentualne porozumienie ministra ze związkami zaskutkuje koniecznością zrezygnowania z części samorządowych inwestycji.

Mimo dość uspokajających wypowiedzi ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka, że w trójstronnych negocjacjach przynajmniej na linii resort oświaty- samorząd panuje wzajemne zrozumienie, okazuje się, że i te strony dalekie są od porozumienia. 

Samorządowcy bowiem wprawdzie z pełną aprobatą przyjęli propozycje likwidacji dodatku uzupełniającego, zmniejszenie odpisów na Zakładowy Fundusz Świadczeń Socjalnych, skrócenia urlopów, ale do pozostałych zmian - które MEiN traktuje niemal fundamentalnie - zgłaszają szereg uwag. Przede wszystkim zaś podkreślają, że bez gwarancji znacznego podwyższenia subwencji oświatowej, nawet podwyżki dla nauczycieli wynikające głównie z podwyższenia pensum o 4 godziny są nie do udźwignięcia.

Widać niedoszacowanie

– Możemy rozmawiać o zmianach w systemie, o przyszłości, ale dla nas kluczowe jest to, że subwencja oświatowa topi samorządy. Subwencja przewidziana na rok 2022 jest za niska, nie uwzględnia kosztów inflacji, nie uwzględnia wzrostu płacy minimalnej i to jest dzisiaj kłopot największy – mówi Marek Wójcik, ekspert Związku Miast Polskich.

Czytaj też: Subwencja oświatowa na 2022 r. Na co przypadnie najwięcej pieniędzy?

Jego zdaniem podawane przez Ministerstwo Edukacji i Nauki kwoty, które mają zrekompensować skutki zmian, absolutnie nie zagwarantują pokrycia ich faktycznych kosztów. Dlatego samorządy nie mogą się zgodzić na wzrost wynagrodzeń nauczycieli bez właściwego oszacowania ich skutków dla budżetów samorządowych.

- Mamy wątpliwości, czy zaplanowana subwencja pokryje pełne koszty planowanego wzrostu wynagrodzeń. Czy będą tam pieniądze na potencjalne odprawy dla osób, które zechcą przejść chociażby na wcześniejszą emeryturę, bo taka możliwość właśnie się pojawiła – wylicza Marek Wójcik.  

Na kolejnym posiedzeniu zespołu (22 listopada) przedstawiciele ZMP będą się chcieli też dowiedzieć, co z finansowaniem działalności przedszkoli, na których pracę planowana regulacja też ma wpływać.

- Dla samorządów przedszkola są dzisiaj bardzo trudne do prowadzenia, bo to na nas zrzucono większość problemów, jeśli chodzi o ich finansowanie, nie pozwalając na jakiekolwiek zmiany - chociażby słynnej złotówki za godzinę pracy przedszkola – wyjaśnia Marek Wójcik.

Potwierdza, że samorządy popierają część proponowanych zmian, bo ich zdaniem część przepisów Karty nauczyciela należy zmienić, co per saldo przysłuży się nauczycielom, ale nie zgadzają się w sprawie szczegółów. Uważają m.in., że zwiększenie pensum o 4 godziny to przesada i należałoby jeszcze przedyskutować to rozwiązanie.

- Najbardziej krytycznie podchodzimy do pomysłu wprowadzenia 8 godzin dostępności w szkole. Naszym zdaniem to jest nie do zrobienia. Bo - najkrócej mówiąc - nie mamy ani miejsca, ani środków na to, żeby kupić wyposażenie dla nauczycieli i uruchomić stanowiska pracy – mówi.  

Podkreśla jednocześnie, że samorząd jest za wprowadzeniem korekt do Karty nauczyciela, bo one per saldo przysłużą się nauczycielom, ale nie zgadza się na to, by planowane zmiany wprowadzać bez przewidzenia pieniądze na ich pokrycie. Nie zmienia to faktu, że zdaniem samorządów wynagrodzenia nauczycielskie powinny rosnąć i nauczyciele powinni zarabiać godziwie.  

Subwencja musi wzrosnąć

Kwestia braku adekwatności subwencji oświatowej do spodziewanych wydatków niepokoi również wójtów i burmistrzów zrzeszonych w Unii Miasteczek Polskich, którzy już sygnalizują, że wprowadzenie projektowanych zmian będzie dla nich dużym problemem.

– Jeśli minister Przemysław Czarnek proponuje 1000 zł nawet początkującemu nauczycielowi, to my pytamy, z czyich pieniędzy to sfinansuje. Dlatego cały czas ponawiamy swój apel – niech nauczyciel będzie pracownikiem wynagradzanym z budżetu państwa bezpośrednio, tak jak służba cywilna, straż policja. Samorządy zapewnią „rzeczówkę”, czyli bazę, media, remonty infrastrukturę itd. – mówi Grzegorz Cichy, burmistrz Proszowic i przewodniczący UMP.

Jego zdaniem porozumienie ministra ze związkami zaskutkuje tym, że samorządy miasteczek polskich będą musiały zrezygnować z części inwestycji – np. z kanalizacji, chodników, na rzecz wydatków bieżących, z których trzeba pokryć podwyżki nauczycieli i obsługi szkół, bo ich pensje też wzrosną. Słowem nawet na te podwyżki, które zdaniem związków zawodowych nauczyciele sfinansują sobie sami samorządów nie będzie stać.

- Od wielu lat różnica między subwencją oświatową a wydatkami jest coraz większa i to nas niepokoi. Jak do tego dojdą dodatkowe podwyżki dla nauczyciela, to jako samorząd będziemy zmuszeni je realizować kosztem inwestycji – ostrzega Grzegorz Cichy.

Wylicza, że w 2022 r. jego gmina przeznaczy na oświatę 29,1 mln zł, w tym żłobki, przedszkola i podstawówki. Po zakładanych cięciach zostanie 27,1 mln zł, a planowana subwencja oświatowa wyniesie niewiele ponad 14 mln zł.

Jego zdaniem tak wysoka luka oświatowa wynika przede wszystkim ze sposobu naliczania subwencji dla małych szkół, która jest liczona na ucznia a nie oddział. I jeśli w oddziale jest bardzo mała liczba uczniów, to ona w żaden sposób nie pokrywa kosztów etatów nauczycielskich.

- Dodatkowo problem polega na tym, że rodzice zbierają dzieci ze szkół wiejskich do miejskich, gdzie poziom nauczania jest wyższy, ale subwencja mniejsza. W ten sposób samorząd traci na każdym dziecku o około 3 tys. zł. – mówi Grzegorz Cichy.

Zapowiada, że z tego powodu na posiedzeniu zespołu 22 listopada małe miasta po raz kolejny będą postulowały wprowadzenie dotacji do ustawowej minimalnej i maksymalnej liczby uczniów w klasie oraz liczenia jej w przypadku małych szkół na oddział a nie ucznia. Bo to jest konieczne nie tylko z powodów finansowych, ale i społecznych edukacyjnych i wychowawczych.

- Jeśli byłoby wprowadzone, że minimalna liczba uczniów w oddziale to 10 a maksymalna np. 30 to wtedy mamy jakieś narzędzia. I wtedy wiemy, że tworzenie oddziału dla 6 czy 7 dzieci jest nieracjonalnym wydawaniem pieniędzy publicznych. Jesteśmy też zdania, że jeżeli rząd uważa, że likwidacja małych szkół nie wchodzi w grę ze względu na ich znacznie dla środowiska wiejskiego, to niech pokrywa koszty prowadzenia nie ucznia, ale oddziału – mówi Grzegorz Cichy.

Czytaj też: Obecna sieć szkół jest zła. Decyzje podejmują nie ci, którzy powinni

Bez szans na porozumienie?

Wygląda na to, że zaplanowane na 22 listopada spotkanie zespołu ds. statusu zawodowego pracowników oświaty nie będzie przebiegało tak łagodnie jak należałoby się spodziewać.

Do tego czasu strony miały wypracować swoje stanowiska, a przede wszystkim zgłosić uwagi do zaproponowanych we wrześniu i nieco skonkretyzowanych w październiku zmian. Posiedzenie zespołu miało zostać poprzedzone dwustronnym spotkaniem strony rządowej i związkowej 18 listopada, ze względu na to, że jak powiedział minister Czarnek – tu jest jeszcze wiele kwestii do ustalenia. Kluczowe dla tego spotkania mają być rozmowy premiera Morawieckiego z organizacjami związkowymi, które od dwóch lat nieodmiennie domagają się uzależnienia wynagrodzeń nauczycieli od średniej krajowej.

Niestety, mimo upływu czasu, żadnego terminu spotkania premiera z przedstawicielami środowisk nauczycielskich nie wyznaczono. Wiadomo natomiast, że związkowcy – zgodnie z wyznaczonym harmonogramem – właśnie przesyłają do resortu swoje opinie na temat planowanych zmian, wyrażając dla nich całkowitą dezaprobatę. Wprawdzie dwie największe centrale znów działają osobno – ale zdanie maja podobne. Jeśli dołożyć do tego, przedstawione powyżej uwagi przedstawicieli korporacji samorządowych, to do zbliżenia stanowisk na zespole raczej nie dojdzie.

Czytaj też: Negocjacje rząd – związki zawodowe nauczycieli. Wspólny front właśnie się załamał?

No chyba że premier Morawiecki znajdzie czas dla związkowców i odwróci bieg zdarzeń. Zaproponuje jakąś ścieżkę dojścia do rozwiązań postulowanych przez związki nauczycielskie. Rozmowy na pewno nie będą łatwe, bo nawet przedstawiciele KSOiW NSZZ „Solidarność” – sygnatariusze porozumienia z 7 kwietnia rządowi już nie wierzą. 

TAGI
KOMENTARZE40

  • Kasia 2021-11-10 08:44:56
    Do Xxx: 🥱🥱🥱
  • Xxx 2021-11-10 08:36:35
    Kasia, inny nick Rodzic, inny nick Rodzic🤓😎🤓😎🤓 to PŁATNY TROLL. Zbanować trolla.
  • Kasia 2021-11-10 06:54:22
    Do Xxx: nudne DORADCO METODYCZNY 🥱

Logowanie

Dla subskrybentów naszych usług (Strefa Premium, newslettery) oraz uczestników konferencji ogranizowanych przez Grupę PTWP

Nie pamiętasz hasła?

Nie masz jeszcze konta? Kliknij i zarejestruj się teraz!