Energetyka wiatrowa kręci się mimo ograniczeń

Kujawsko-Pomorskie jest krajowym liderem pod względem liczby farm wiatrowych, lecz urządzenia są zwykle mniejszej mocy niż w innych województwach. Wiatraków przybywa jednak w szybkim tempie, mimo że tutejszy samorząd jako pierwszy wprowadził bariery prawne.
Kujawsko-pomorskie dylematy
Z danych Urzędu Regulacji Energetyki wynika, że obecnie w Kujawsko-Pomorskiem działa aż 210 instalacji o łącznej mocy blisko 282 MW. To sytuuje region w czołówce krajowej, za absolutnym liderem - woj. zachodniopomorskim (726 MW), a przed Wielkopolską (259 MW), która jeszcze rok temu była na drugim miejscu.
Instalacje budowane są w szybkim tempie: w ciągu roku ich liczba wzrosła o ponad 20 proc. Specyfiką regionu jest jednak to, że są to urządzenia o mocy mniejszej niż przeciętnie, gdyż na łączną moc pracuje tu 210 instalacji, podczas gdy w Zachodniopomorskiem ponad dwukrotnie większą moc mają 43 obiekty, a w Wielkopolsce blisko 260 MW uzyskuje się z 94 instalacji.
Czytaj też: Duże farmy wiatrowe zniszczą krajobraz?
Kujawsko-Pomorskie było do niedawna liderem także we wprowadzaniu regulacji ograniczających możliwości lokowania nowych farm wiatrowych. Nie czekając na rozwiązania ustawowe, w 2011 r. zarząd województwa zdecydował się na określenie kryteriów, jakie powinny spełniać projektowane instalacje energetyki wiatrowej.
Pomysł uzasadniano wówczas tym, że elektrownie wiatrowe „budowane są na terenach atrakcyjnych turystycznie i krajobrazowo, o rozdrobnionej strukturze osadniczej".
Czytaj też: Farmy wiatrowe można zaakceptować. Ale trzeba poznać ich plusy i minusy
„Wymogi prawne dotyczące ich lokalizacji (tylko na podstawie pomiaru poziomu hałasu) są nieadekwatne do specyfiki tych instalacji i nie uwzględniają m.in. ochrony krajobrazu. W związku z tym, dla ochrony cennych walorów przyrodniczych i krajobrazowych oraz dla ochrony zdrowia ludności, w województwie kujawsko-pomorskim staramy się właściwie ukierunkować rozwój energetyki wiatrowej" - podkreślił zarząd województwa w zaakceptowanym wówczas dokumencie.
Do obszarów, które powinny być wyłączone z lokalizacji elektrowni wiatrowych, zaliczono: obszary cenne przyrodniczo, krajobrazowo i gospodarczo, strefy buforowe do ochrony tras przelotów ptaków w kilkukilometrowych pasach wzdłuż Wisły, Brdy, Drwęcy, Noteci i Kanału Bydgoskiego.
Na pozostałym obszarze województwa dopuszczono rozwój energetyki wiatrowej przy zachowaniu ograniczeń indywidualnych: odległości określonej przez tzw. promień upadku elektrowni wiatrowej (wysokość masztu elektrowni wiatrowej + długość jednej łopaty śmigła) od linii kolejowych, dróg krajowych, wojewódzkich, powiatowych oraz od linii elektroenergetycznych wysokich napięć.
Maszty powinny także być oddalone o co najmniej 1000 m od budynków mieszkalnych, w tym budynków mieszkalnych w zabudowie zagrodowej.
Jak konsekwentnie podkreślają władze województwa, rozwój alternatywnych źródeł energii jest pożądany, ale powinien być zrównoważony i opierać się na różnych sposobach pozyskiwania energii.
„Alternatywą dla energetyki wiatrowej mogą być instalacje oparte o biomasę, biogaz i hydroenergetkę. Dobrze rozwinięte rolnictwo oraz potencjał rzeki Wisły daje duże możliwości rozwoju tego typu +zielonej energii+" - podkreślono w dokumencie.
„Byliśmy pierwsi i to sprowadziło na nas lawinę ataków ze strony branżowych organizacji zrzeszających inwestorów farm wiatrowych. Od tego czasu jednak podobne regulacje, często bardziej rygorystyczne, wprowadzały kolejne województwa i dziś to na szczęcie nie wzbudza już takiej sensacji" - podkreśliła Beata Krzemińska, rzeczniczka marszałka województwa kujawsko-pomorskiego.
Suwalszczyzna uchwala wiatrakowe prawo
Gminy z Suwalszczyzny przygotowują lokalne prawo określające minimalne odległości turbin wiatrowych od zabudowań. Według prawników wojewody podlaskiego, aby przepisy obowiązywały, gminy muszą je zawrzeć w planach zagospodarowania przestrzennego.
Mieszkańcy Suwalszczyzny od kilkunastu miesięcy organizują się przeciw planom budowy farm wiatrowych w tej części Polski. Najwięcej przeciwników elektrowni wiatrowych jest w gminach: Augustów, Puńsk, Krasnopol, Sejny, Bakałarzewo, Jeleniewo i Suwałki.
Są plany, aby powstało tam ok. 200 wiatraków. Na Suwalszczyźnie stoi ich obecnie ok. 80.W wyniku nacisków społecznych radni gmin Jeleniewo i Augustów same określiły minimalną odległość wiatraków od domów, w gminie Augustów 1000 metrów, w Jeleniewie 1500 metrów.
Jak poinformowała rzeczniczka wojewody podlaskiego Joanna Gaweł, prawnicy wojewody przeanalizowali podjęte uchwały i stwierdzili, że gmina może wyznaczać obszary lokalizacji elektrowni wiatrowych w planie zagospodarowania przestrzennego i wówczas będzie to wiążące dla inwestora. Uchwały są jednak ważne.
„Wojewoda podlaski nie stwierdził nieważności uchwały () w sprawie stanowienia o kierunkach działania wójta gminy w sprawie zasad ustalenia lokalizacji budowy elektrowni wiatrowych na terenie gminy uznając, iż jest to uchwała o charakterze deklaratoryjnym, a nie ostatecznym, ponieważ nie rodzi skutków prawnych. Jest to wyrażenie woli" - napisała w oświadczeniu Gaweł.
O podobną uchwałę zabiegają mieszkańcy gminy Suwałki ze Stowarzyszenia „Suwalszczyzna bez zagrożeń". Członkowie stowarzyszenia zebrali 700 podpisów pod petycją, by wiatraki lokalizować nie bliżej niż 3 km od siedlisk ludzkich.
„Radni na ostatniej sesji wyrazili wolę tego, by wpisać odpowiednie zapisy do studium zagospodarowania przestrzennego określające odległość lokalizowania takich urządzeń. Musimy jeszcze ustalić rozsądną odległość" - powiedział sekretarz gminy Suwałki Zbigniew Mackiewicz.
Podobnie zamierza uregulować sprawę wiatraków wójt gminy Puńsk Witold Liszkowski. Według niego, aby dokonać takich zmian w planie zagospodarowania przestrzennego, potrzeba ok. 2 lat. Przeciwko budowie wiatraków w gminie protestuje Stowarzyszenie Suduva, które zebrało ok. tysiąc podpisów pod swoją petycją.
O pilne podjęcie prac legislacyjnych, w celu precyzyjnego określenia warunków lokalizacji elektrowni wiatrowych zwróciła się w interpelacji do ministra środowiska posłanka PO z Suwałk Bożena Kamińska.
Minister środowiska odpowiedział, że obecnie nie są prowadzone prace związane z wprowadzeniem do prawodawstwa zapisów regulujących minimalną odległość elektrowni wiatrowych od terenów zamieszkałych czy obszarów chronionych. Według Ministerstwa Środowiska nie jest możliwe określenie bezpiecznej dla zdrowia ludzi odległości, w jakiej można lokalizować turbiny wiatrowe
Małopolska tłumaczy się Słowakom
W związku z planami budowy farmy wiatrowej w Lipnicy Wielkiej przy granicy ze Słowacją, tamtejszy resort środowiska zwrócił się do Polski o transgraniczną ocenę oddziaływania na środowisko tej inwestycji i uznanie Słowacji za stronę narażoną.
Elektrownia wiatrowa nad brzegiem Jeziora Orawskiego ma mieć moc 40 MW i składać się z 29 wiatraków. Wiatraki powstaną na kilkunastu hektarach gruntów należących do mieszkańców Lipnicy Wielkiej.
Inwestycję wartą 100 mln zł chce przy pomocy funduszy unijnych zrealizować niemiecka firma, budująca farmy wiatrowe w całej Europie.
Zgodnie z konwencją z Espoo, kraj sąsiedni narażany na ewentualne skutki inwestycji, może brać udział w opracowywaniu transgranicznej oceny oddziaływania na środowisko już na początkowym etapie jej realizowania.
Na liście przedsięwzięć wymagających oceny oddziaływania na środowisko, oprócz inwestycji energetycznych, są m.in. duże rafinerie ropy naftowej, instalacje do produkcji, wzbogacania przerobu i magazynowania paliw jądrowych czy huty. Konwencja z Espoo obejmuje też spalarnie lub składowiska toksycznych i niebezpiecznych odpadów oraz inne tego typu inwestycje.
Jak wyjaśniła Ewelina Walczak z Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, procedura transgranicznej oceny oddziaływania na środowisko ma za zadanie umożliwienie stronie narażonej (w tym przypadku Słowacji) zapoznanie się z raportem o oddziaływaniu na środowisko tej inwestycji, a także daje temu państwu możliwość wpływu na sposób realizacji planowanej inwestycji.
„Strona słowacka będzie miała prawo zgłosić uwagi i wnioski, następnie wójt gminy Lipnica Wielka będzie zobligowany do ich rozpatrzenia i odpowiedniego uwzględnienia przy wydawaniu decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach" - powiedziała Walczak.
Ponadto, strona słowacka będzie miała możliwość uczestniczenia w konsultacjach transgranicznych, dotyczących środków eliminowania lub ograniczania transgranicznego oddziaływania na środowisko.
Wyniki tych konsultacji wójt gminy Lipnica Wielka będzie musiał rozpatrzeć i uwzględnić przy wydawaniu decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach. Decyzja ta jest konieczna do rozpoczęcia inwestycji i nie może zostać wydana do momentu zakończenia oceny transgranicznej, która będzie prowadzona ze stroną słowacką.
Wójt gminy Lipnica Wielka wydał już postanowienie o przeprowadzeniu postępowania w sprawie transgranicznego oddziaływania na środowisko, w którym Słowacja będzie uczestniczyła na prawach strony narażonej. Obecnie trwa tłumaczenie na język słowacki karty informacyjnej przedsięwzięcia.
Przedstawiciele niemieckiej firmy chcącej na Orawie wybudować farmę wiatrową, zawarli już wstępne umowy na dzierżawę gruntów pod budowę wiatraków z ok. 20 właścicielami ziemi, która ma obowiązywać 30 lat. Obecnie badana jest siła wiatru wiejącego 100 metrów nad ziemią, bo na takiej wysokości mają być umieszczone turbiny.
Na terenie gminy Lipnica Wielka występują korzystne warunki do budowy elektrowni wiatrowych. Tu wieje bowiem bardzo silny i gwałtowny wiatr zwany „orawiakiem".
W Małopolsce jest niewiele elektrowni wiatrowych ze względu na w większości niekorzystne dla tej inwestycji warunki atmosferyczne. W trzech ostatnich latach do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Krakowie wpłynęło 21 wniosków o uzgodnienie realizacji elektrowni wiatrowych.
Najwięcej elektrowni wiatrowych w Polsce, zlokalizowanych jest na Pomorzu. Pomysł budowy wiatraków prądotwórczych nad Jeziorem Orawskim na terenie gminy Lipnica Wielka gminy pojawił się sześć lat temu. Wówczas inwestycję chcieli realizować Portugalczycy ostatecznie jednak z powodów finansowych wycofali się z inwestycji.
Szczególnie ostrą walkę kujawsko-pomorskiemu samorządowi wydało rok temu Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej. Marszałkowi Piotrowi Całbeckiemu, orędownikowi wprowadzenia restrykcyjnych regulacji zarzucano, że forsuje „odgórne, niezależne od obowiązujących przepisów, a także wbrew woli lokalnych społeczności, blokowanie projektów".
W odpowiedzi Całbecki przekonywał, że władze regionalne „nie są przeciwne wiatrakom, a województwo kujawsko-pomorskie jest najbardziej zaawansowanym województwem, jeśli chodzi o inwestycje w energię wiatrową".
„Jednak w rozwoju i planowaniu inwestycji samorząd i marszałek są zobowiązani stać na straży zrównoważonego rozwoju, który służy poprawie jakości życia mieszkańców, a nie tę jakość pogarsza. Dlatego wprowadziliśmy zalecenia dotyczące lokowania elektrowni wiatrowych i zwracamy uwagę na długofalowy wpływ takich inwestycji na rozwój gospodarczy lub jego ograniczenia, zdrowie ludzi oraz zwierząt, konsekwencje infrastrukturalne itp." - argumentował marszałek Całbecki.
Obecnie spór przycichł, a obie strony deklarują, że wiele problemów powinna rozstrzygnąć długo oczekiwana ustawa o odnawialnych źródłach energii.
„Takie jednolite dla kraju uregulowania w tej dziedzinie gospodarki są niezbędne i oby zostały uchwalone jak najszybciej" - podkreślił Piotr Biniek z biura prasowego Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.
Ograniczenia narzucone przez samorząd, wbrew obawom nie zniechęciły kolejnych inwestorów. Instalacje wiatrowe powstają na terenie całego województwa, choć zwykle zatwierdzanie ich lokalizacji budzi opór lokalnych społeczności.
W styczniu mieszkańcy kilku wsi w gminie Nakło (pow. bydgoski) opowiedzieli się przeciwko projektowi uwzględnienia w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego farmy wiatrowej, składającej się z 15 urządzeń. Protest w tej sprawie wyrażono w liście skierowanym do marszałka województwa. Nie podpisali się jednak pod nim mieszkańcy jednej z wsi, którym inwestor zorganizował wyjazd do działającej już farmy i rozwiał w ten sposób ich obawy.
Pomorskie czeka na 11 farm
Maria Olszewska z Departamentu Rozwoju Gospodarczego pomorskiego urzędu marszałkowskiego poinformowała, że oprócz 11 farm wiatrowych, które mają powstać na lądzie do 2016 r., „w dalszej perspektywie czasowej prawdopodobne jest powstanie dwóch morskich farm wiatrowych o łącznej mocy 2245 MW". Oceniła, że obecnie w województwie może być postawionych ok. 150-200 wiatraków.
Przyznała, że planowane w województwie inwestycje są często powodem protestu lokalnej społeczności. Jako najbardziej znany konflikt w ostatnich latach wymieniła Dębki, gdzie po raz pierwszy w Polsce planowano ustawienie w morzu 33 wiatraków.
„Jednak mieszkańcy oraz osoby odwiedzające Dębki zaprotestowali i uznano, że inwestycja nie może zostać zrealizowana" - wyjaśniła. Oceniono, że ze względu na położenie w obszarze chronionym programem Natura 2000 inwestycja stanowiłaby zagrożenie dla migracji ptaków.
Poinformowała, że urząd marszałkowski nie ma informacji o tym, że jakiś samorząd podjął uchwałę w sprawie odległości od domostw, w jakich mogą być stawiane wiatraki czy np. zlecił opracowanie raportu nt. skutków pracy turbin.
Według portalu „Stop wiatrakom" w woj. pomorskim protesty są obecne w ok. 20 miejscowościach, m.in. w gminach: Choczewo, Krokowa, Kartuzy, Stegna, Trąbki Wielkie, Liniewo, Ostaszewo i Sztum.
W gminie Ostaszewo (powiat Nowy Dwór Gdański) są plany budowy sześciu farm wiatrowych, liczących łącznie 50 wiatraków. Elżbieta Marcinek-Szleja ze Stowarzyszenia Nowa Góra z Nowej Kościelnicy podkreśliła, że „mieszkańcy Nowej Kościelnicy i całej gminy Ostaszewo nie są przeciwni wiatrakom jako takim, ale domagają się, aby turbiny były ustawiane dalej od zabudowań".
Wyjaśniła, że mieszkańcy postulują, aby w przypadku jednego wiatraka ta odległość wynosiła 2 km od zabudowań, a dla farmy - 4 km.
Powołując się na wypowiedź wójta powiedziała, że wiatraki mają stać w odległości 500, 740 lub 1000 metrów od zabudowań.
Poinformowała, że przeciwnicy wiatraków zebrali podpisy prawie 700 mieszkańców pod wnioskami do studium zagospodarowania przestrzennego gminy. Na podstawie studium ma być opracowany plan zagospodarowania, który może określić ewentualne lokalizacje siłowni wiatrowych.
„Jeżeli władze gminy nie uwzględnią naszych wniosków do studium, to możemy nawet zablokować drogę krajową E7" - dodała Marcinek-Szleja.
Według portalu „Stop wiatrakom" najwięcej turbin, łącznie 214, może stanąć w gminie Choczewo. Wójt gminy Choczewo Wiesław Gębka jest zdziwiony taką liczbą. Powiedział, że w gminie działa 5-6 wiatraków i według jego wiedzy, maksymalnie w gminie może ich stanąć ok. 50.
Dorota Borówka z Komitetu Protestacyjnego Wiatraki 1500 Choczewo (1500 oznacza minimalną postulowaną przez mieszkańców odległość wież od zabudowań) powiedziała PAP, że według opracowania przygotowanego przez gminę, „wiatraki mogą praktycznie stać wszędzie".
„Planuje się budowę turbiny w odległości 300 m od zabudowań, bo inwestor oblicza odległość, biorąc pod uwagę tylko dopuszczalny poziom hałasu" - tłumaczy. Oceniła, że „przepisy są skostniałe, chronią inwestora i dlatego mieszkańcy muszą wszelkimi możliwymi sposobami bronić swoich praw i będą to robić".
Wyjaśniła, że mieszkańcy gminy Choczewo sprzeciwiający się wiatrakom „działają wykorzystując przepisy i uczestnicząc w procedurze administracyjnej". Zadeklarowała, że „mieszkańcy nie odpuszczą: będą uczestniczyć we wszystkich procedurach administracyjnych i są gotowi pójść nawet do Strasburga".
Wójt gminy Choczewo wyjaśnił, że pozwolenie na budowę farmy 10 wiatraków w Zwartowie ma firma Epa ze Szczecina, a firma Windcom planuje postawić ok. 30 wiatraków. Przyznał, że uchwały przyjęte przez władze gminy poprzedniej kadencji pozwalają na realizację inwestycji i były przyjęte bez konsultacji społecznych.
Najbardziej sprzeciwiają się budowie mieszkańcy sołectw Choczewo, Kierzkowo, Słajkowo, Osieki i Choczewko. Wójt przyznał, że „nie zna planów przewidujących postawienie turbiny w odległości 300 m od zabudowań, ale zna plany postawienia wieży w odległości 500 m od zabudowań".
Ocenił, że „niepokojące są plany postawienia turbin zwłaszcza w północnej części gminy, gdzie instalacje mogą całkowicie zablokować jej rozwój, np. we wsi Choczewo". Przyznał, że nie popiera budowy wiatraków w części gminy, która ma szanse rozwijać się turystycznie. „Wiatraki blokują możliwość sprzedaży działek i realizację inwestycji proturystycznych" - dodał.
Uważa, że jeżeli wiatraki w gminie miałyby powstawać tylko w odległości ok. 1500 m od zabudowań (tak jak postulują to protestujący mieszkańcy), to w ogóle nie mogłyby powstać. „Odległości między miejscowościami są niewielkie, na terenie gminy jest dużo wsi, więc nie byłoby po prostu miejsca" - tłumaczy.
Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej podaje, że wg. szacunków w 2020 r. z tytułu podatku od nieruchomości do kas gminnych (z racji ustawionych turbin) może wpłynąć 212 mln złotych. Przychody rolników, na których gruntach stać będą wiatraki, wyniosą około 100 mln zł.
Z badania dot. społecznej akceptacji dla elektrowni wiatrowych, przeprowadzonego przez Millward Brown SMG/KRC w 2012 r. na grupie 310 respondentów wynika, że ponad trzy czwarte Polaków mieszkających w pobliżu turbin uważa, że wiatraki nie mają wpływu na ich zdrowie.
Świętokrzyskie - wiatraki w 36 gminach
Co najmniej w 36 gminach województwa świętokrzyskiego planowane są inwestycje związane z pozyskiwaniem energii elektrycznej z farm wiatrowych - wynika z danych Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Kielcach. Kilkanaście inwestycji zostało oprotestowanych.
Świętokrzyska RDOŚ opiniuje i uzgadnia środowiskowe warunki realizacji planowanych inwestycji oraz wydaje decyzje o środowiskowych uwarunkowaniach, jeżeli są one realizowane na terenach chronionych. W przypadku Świętokrzyskiego obejmują one blisko 60 proc. powierzchni województwa.
„Obecnie inwestycji związanych z pozyskiwaniem energii z turbin wiatrowych w regionie jest bardzo wiele. Wynika to z uwarunkowań środowiskowych, a także z tego, że mamy bardzo wiele nieużytków. Obecnie rozpatrujemy jeden wniosek o wydanie decyzji środowiskowych dla budowy farmy elektrowni wiatrowych w gminie Jędrzejów. W przypadku 35 kolejnych gmin wydanych zostało kilkadziesiąt rozstrzygnięć, opiniujących elektrownie wiatrowe pod kątem braku lub potrzeby przeprowadzenia oceny oddziaływania na środowisko" - poinformował dyrektor RDOŚ w Kielcach Waldemar Pietrasik.
Inwestycje są planowane praktycznie na terenie całego województwa, najczęściej są to turbiny o mocy 2-3 MW. W kilkunastu gminach, m.in. Iwaniskach, Oksie, Staszowie, Jędrzejowie i Nagłowicach mieszkańcy są przeciwni ich budowie. Zdarzają się jednak i takie reakcje mieszkańców, jak w gminie Małogoszcz, gdzie ponad 600 osób podpisało petycję do burmistrza, popierającą budowę farmy wiatrowej.
„Trudno powiedzieć, że farmy wiatrowe budzą największy sprzeciw mieszkańców spośród inwestycji związanych z różnymi źródłami energii odnawialnej. Po prostu tych planów budowy obecnie w regionie świętokrzyskim jest najwięcej, a protesty często wynikają z braku wiedzy mieszkańców" - wyjaśnił zajmujący się odnawialnymi źródłami energii w regionie Andrzej Pacocha z Departamentu Rozwoju Obszarów Wiejskich i Środowiska w Świętokrzyskim Urzędzie Marszałkowskim.
Według Pacochy wiele utrudnień dla inwestorów i samorządów powoduje brak ustawy o odnawialnych źródłach energii, która precyzowałaby np. minimalne odległości między turbinami a domostwami.
Dotychczas w całym województwie nie było protestów dotyczących już wybudowanych farm wiatrowych - turbiny o mocy od 2 kW do 0,5 MW stoją w 18 gminach. Samorządy nie zlecały także raportów dotyczących skutków pracy farm wiatrowych.
Warmińsko-mazurskie sprzeciwy ekologów
Budowa farm wiatrowych w woj. warmińsko-mazurskim wzbudza silne protesty ekologów i przedsiębiorców branży turystycznej. Argumentują oni, że ogromne wiatraki odstraszą turystów i bezpowrotnie zepsują niepowtarzalny, unikatowy w skali świata krajobraz Mazur.
Nikt dokładnie nie wie, ile wiatraków stoi już na Warmii i Mazurach. Szacunkowe dane Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska (RDOŚ) w Olsztynie mówią, że jest ich już 120, najwięcej w okolicach Kętrzyna, Kisielic i Gołdapi. Planowana jest budowa kolejnych 500-600, m.in. w powiatach ostródzkim, bartoszyckim, w okolicach Elbląga, Giżycka, powiększyć się też mają już istniejące farmy.
Dane są szacunkowe dlatego, że - jak wielokrotnie tłumaczył dyrektor olsztyńskiego RDOŚ Stanisław Dąbrowski - kilka lat temu o budowaniu wiatraków w danej okolicy decydowały wyłącznie miejscowe władze i nie zgłaszano tych inwestycji do żadnych instytucji powiatowych, czy wojewódzkich.
Budowa wielkich farm wiatrowych na Warmii i Mazurach ma więcej przeciwników niż zwolenników.
W zasadzie za ich powstawaniem opowiadają się wyłącznie miejscowi samorządowcy, którzy argumentują, że podatki płynące od właścicieli farm wiatrowych są znacznym zastrzykiem w skromnych budżetach (tak argumentują m.in. władze gminy Korsz, w której wiatraki już stoją, czy gminy Miłki, w której dopiero mają być budowane) oraz właściciele działek, na których stoją wiatraki. Ci rocznie otrzymują ok. 25 tys. zł za dzierżawę ziemi pod wiatrak.
Do największych przeciwników budowy potężnych wiatraków na Warmii i Mazurach należą m.in. właściciele pensjonatów, hoteli i gospodarstw agroturystycznych, którzy przekonują, że nikt nie zechce odpoczywać w sąsiedztwie potężnych instalacji, których wpływu na zdrowie tak naprawdę do dziś nie zbadano i nie udokumentowano.
„Po co więc wydawaliśmy przez lata pieniądze na budowę infrastruktury turystycznej, skoro teraz chcemy to zaprzepaścić" - powtarzali m.in. Dariusz Morsztyn spod Gołdapi i Krzysztof Worobiec z okolic Mrągowa. Obaj działają w organizacjach ekologicznych i prowadzą działalność turystyczną.
Przeciwnicy wiatraków podnoszą często argument lokalizowania farm wiatrowych zbyt blisko domów, np. pod Gołdapią we wsi Suczki wiatraki stoją 300-400 metrów od gospodarstw.
Ich mieszkańcy przyznają, że często dopadają ich bóle głowy, co jest wykorzystywane jako argument w protestach przeciw budowie kolejnych wiatraków.
Na jednym ze spotkań na Mazurach przeciwnicy wiatraków mówili też miejscowym, że „drgania wywołane przez ogromne łopaty wiatraków sprawiają, że wynoszą się nawet robaki". Rolnik, na polu którego stoi turbina, odparował wtedy: „koło mojego wiatraka pasą się sarny".
Coraz częściej jednak w dyskusjach na temat tego, czy stawiać na Warmii i Mazurach farmy wiatrowe, pojawiają się argumenty związane z walorami przyrodniczymi i krajobrazowymi tych regionów.
Na Mazurach turbiny wiatrowe mają być widoczne m.in. ze Szlaku Wielkich Jezior, a wiatrak stojący w okolicach Wydmin widać już z Niegocina.
„To nieporozumienie, reklamujemy się jako jedna z najcudowniejszych krain świata, jako cud natury, a chcemy tę naturę szpecić wiatrakami" - stwierdził niedawno Marek Jasudowicz ze stowarzyszenia „Kochamy Mazury", które organizuje spotkania antywiatrakowe w całym regionie i zainicjowało m.in. wspólny apel kilkunastu organizacji i stowarzyszeń do premiera, by zajął się problemami związanymi z powstawaniem farm wiatrowych.
Działacze stowarzyszeń ekologicznych i krajobrazowych na Warmii i Mazurach nie są osamotnieni w walce z inwestorami, którzy chcą budować w regionie farmy wiatrowe. Ich sojusznikiem jest samorząd województwa, który zlecił m.in. opracowanie mapy terenów, które ze względów krajobrazowych i przyrodniczych mają być bezwzględnie wyłączone z budowy dużych wiatraków. Mapa ta ma być gotowa w lipcu.
Także sejmik wojewódzki jesienią przegłosował uchwałę, w której zapisano, że walory krajobrazowe należy uwzględniać w planowanych inwestycjach.
Niestety, uchwała ta w żaden sposób nie wiąże inwestorów - oni, by postawić wiatraki, muszą uzyskać komplet dokumentów, w tym raport oddziaływania na środowisko. Jeśli dokumenty są w porządku - zgoda na ustawienie wiatraka jest jedynie formalnością.
Władze woj. warmińsko-mazurskiego otwarcie deklarują, że wolą, by w tym regionie powstawały lokalne biogazownie, instalacje fotowoltaiczne oraz małe i rozproszone farmy wiatrowe, a nie te duże, przemysłowe, które zakłócają krajobraz. Wicemarszałek Jarosław Słoma poinformował, że tego rodzaju zapisy znajdą się w aktualizowanej strategii rozwoju województwa.
Artykuł nie posiada jeszcze żadnych komentarzy.