Samorządowe inwestycje drogowe zagrożone. Będzie petycja do premiera

- Ceny asfaltu wzrosły od wybuchu wojny w Ukrainie dwukrotnie. Poszybowały w górę też ceny stali, a niektórych wyrobów stalowych zaczęło brakować. Powiększył się też deficyt pracowników.
- To w przypadku inwestycji publicznych, zwłaszcza samorządowych, grozi masowymi upadłościami wykonawców i zrywaniem przez nich kontraktów.
- Branża drogowa szykuje petycję do premiera, w której będzie domagać się wprowadzenia tzw. tarczy antywojennej - specustawy dla publicznych inwestycji infrastrukturalnych, która miałaby rozwiązać te problemy.
- O wpływie wojny w Ukrainie na finanse polskich samorządów rozmawiać będziemy podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach, 25-27 kwietnia. Rejestrację na naszą konferencję znajdziecie tutaj.
Jak zwraca uwagę Barbara Dzieciuchowicz, prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Drogownictwa, ceny stali osiągały rekordowe poziomy już w zeszłym roku. Wojna na Ukrainie, jak i sankcje nałożone na Rosję i Białoruś sprawiły, że stal znów zaczęła gwałtownie drożeć. Na dodatek niektórych wyrobów stalowych zaczęło brakować. To wynika m.in. z faktu, że sporą część stali Polska sprowadzała dotąd z Rosji, Ukrainy i Białorusi. W zeszłym roku zużycie stali w naszym kraju wyniosło 12,8 mln ton, z czego 1,43 mln t kupiliśmy w Rosji, 1,42 mln t na Ukrainie, a 0,27 mln t na Białorusi.
Od wybuchu wojny gwałtownie wzrosły też ceny asfaltu. Jeszcze pod koniec zeszłego roku można było go kupić za 130-150 zł za tonę, a obecnie to ponad 300 zł za tonę. Jednak tuż po rozpoczęciu inwazji Rosji na Ukrainę jego cena dochodziła nawet do 380 zł. Bardzo zdrożały też paliwa.
Czytaj też: "Rz": Ceny stali szaleją
Powiększył się również deficyt pracowników w drogownictwie, bo wielu Ukraińców wróciło do swojego kraju, żeby walczyć z rosyjskimi najeźdźcami. Grozi nam także podwyżka cen cementu, który w niemałych ilościach importowaliśmy z Białorusi ze względu na niskie ceny. Z tego kraju i z Ukrainy sprowadzaliśmy też sporo soli drogowej (choć to, przynajmniej na razie, mniejszy problem, bo zima się już kończy).
Grożą nam masowe bankructwa wykonawców
Jak wskazują przedstawiciele branży drogowej, tych okoliczności nie można było przewidzieć. Tymczasem grożą one tym, że wykonawcy publicznych inwestycji drogowych będą masowo tracić płynność finansową i dojdzie do masowego zrywania kontraktów, zatrzymania budów. Problem dotyczy wszystkich inwestycji drogowych, ale w dużo większym stopniu tych samorządowych.
Dlaczego? Otóż w przypadku inwestycji na drogach krajowych, zlecanych przez GDDKiA, już od dłuższego czasu stosuje się waloryzację (podwójnie zwiększoną na początku tego roku) i tzw. wzorce FIDIC, które przewidują takie sytuacje i umożliwiają wykonawcom wystąpienie o zwiększenie wynagrodzenia z tego tytułu. Na dodatek w związku z obecną sytuacją Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad już zawiesiła ogłaszanie nowych przetargów, a w przypadku już rozpoczętych znacząco wydłużyła (do drugiej połowy kwietnia) czas na składanie ofert.
Zupełnie inaczej jest w przypadku inwestycji samorządowych. Po pierwsze w wielu z nich nie ma w umowach z wykonawcami klauzul przewidujących tego typu sytuacje i umożliwiających np. waloryzację wynagrodzenia dla wykonawcy. Poza tym, jak przypomina Barbara Dzieciuchowicz z Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Drogownictwa, zdecydowana większość drogowych inwestycji samorządowych to inwestycje trwające poniżej 12 miesięcy. Takich kontraktów nie obejmuje się żadną waloryzacją.
Bywa też tak, jak wskazuje OIGD, że w samorządowych inwestycjach trwających powyżej roku jest waloryzacja, ale pozorna. Bardzo trudno spełnić warunki umożliwiające waloryzację.
Z drugiej strony jest wiele samorządów, które chciałyby w związku z gwałtownie drożejącymi cenami materiałów budowlanych podnieść wynagrodzenie wykonawcy. Jednak przy umowach, w których brakuje klauzul waloryzacyjnych, obecne przepisy na to nie pozwalają. W inwestycjach samorządowych nie są też zabezpieczeni w żaden sposób podwykonawcy (jeśli główny wykonawca przestaje im płacić, to samorząd nie może zrobić tego za niego).
Petycja do premiera
Organizacje zrzeszające firmy wykonawcze, w tym Ogólnopolska Izba Gospodarcza Drogownictwa, szykują w związku z tym petycję do premiera. Mają mu ją złożyć w przyszłym tygodniu (tj. po 20 marca). Będą domagać się w niej wprowadzenia tzw. tarczy antywojennej, czyli specustawy dla publicznych inwestycji infrastrukturalnych. Zgłoszą szereg postulatów, których spełnienie ma rozwiązać te problemy.
Chodzi o to, by proponowane przez drogowców zmiany przepisów objęły wszystkie publiczne inwestycje infrastrukturalne, te już realizowane i nowe, zarówno inwestycje GDDKiA, jak i samorządowe. Po drugie wykonawcy postulują objęcie tych inwestycji obowiązkową waloryzacją, co dotyczyłoby także kontraktów zawieranych na okres krótszy niż 12 miesięcy, a także kontraktów na utrzymanie dróg.
Kolejny postulat to zniesienie limitu waloryzacji wynagrodzeń dla wykonawców, poprzez ustalenie limitu kwotowego, ale „z zapasem” lub wprowadzenie limitu „kroczącego”.
Branża budowlana będzie też domagać się, by w specustawie jednoznacznie określono, jaka sytuacja podczas realizacji inwestycji jest tzw. siłą wyższą. I by można było, uwzględniając ją, waloryzować ceny ofertowe – w przypadku trwających już przetargów. Dla rozpoczętych i planowanych przetargów branża chciałaby też odroczenia terminu składania ofert o 4-6 tygodni – do wyklarowania się sytuacji na rynku.
Stałe ceny materiałów
Zaproponuje także, w przypadku nowych kontraktów, wprowadzenie dla części materiałów budowlanych – takich jak asfalt, stal czy cement – stałych cen, na poziomie sprzed wybuchu wojny na Ukrainie (różnicę pomiędzy nimi a obecnymi cenami miałoby pokrywać państwo).
Budowlańcy będą postulować rezygnację z nakładania na wykonawców kar za opóźnienie realizacji inwestycji (rezygnację, a nie zawieszenie tych kar) i wprowadzenie możliwości zawieszenia budowy, jeśli będzie brakować potrzebnych materiałów.
W petycji ma pojawić się także bardzo ważna dla samorządów propozycja, by przy przeciągających się – w związku ze skutkami wojny w Ukrainie – inwestycjach publicznych, dofinansowywanych przez państwo czy ze środków unijnych, nie odbierać tego dofinansowania ze względu na przekroczone terminy realizacji.
Organizacje zrzeszające firmy budowlane chciałyby też m.in., by wykonawcy mogli – w przypadku gwałtownego wzrostu cen materiałów czy ich braku – bez konsekwencji rozwiązywać umowy i by nie tracili wadium, gdy wycofają się z przetargu.
Inwestycje z Polskiego Ładu też zagrożone
Ogólnopolska Izba Gospodarcza Drogownictwa dorzuca do tego jeszcze jeden ważny postulat związany z rządowym Programem Inwestycji Strategicznych. W tej chwili ten adresowany do samorządów program dotacyjny zakłada, że wykonawca dofinansowanej z niego inwestycji otrzymuje wynagrodzenie dopiero po jej zakończeniu. To oznacza, że przez cały okres trwania budowy musi ją finansować z własnej kieszeni.
Czytaj też: Samorządy nie dostaną obiecanych dotacji z Polskiego Ładu?
OIGD twierdzi, że to wyklucza z realizacji tych inwestycji zdecydowaną większość firm, bo na takie kredytowanie stać w naszym kraju zaledwie kilka firm. Wybuch wojny w Ukrainie spotęgował ów problem. Dlatego Izba proponuje, by w przypadku tego programu dopuścić płatności częściowe – to znaczy płacenie wykonawcom po zrealizowaniu każdego etapu inwestycji, a nie dopiero po zakończeniu jej całości. OIGD wystosowała już w tej sprawie osobną petycję do premiera Mateusza Morawieckiego, ale jeszcze nie otrzymała na nią odpowiedzi.

Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
Artykuł nie posiada jeszcze żadnych komentarzy.