Piotr Krzyżowski: turyści czasem nie rozumieją, na czym polega pomoc i warunki, w jakich muszą pracować górscy ratownicy
PAP.PL: Ostatnio szeroko komentowane było zachowanie turystów, którzy wezwali na pomoc TOPR licząc na ewakuację śmigłowcem. Kiedy okazało się, że jest to niemożliwe ze względów pogodowych i ratownicy wyruszyli po nich pieszo, dwoje turystów samodzielnie zeszło z gór pozostawiając kolegę samego w górach. Schodząc mijali TOPR-owców, którym powiedzieli, że nie wiedzą nic o osobach wzywających i potrzebujących pomocy. Często dochodzi do takich sytuacji?
Piotr Krzyżowski: Nie mam w zwyczaju komentować akcji, ale turyści czasem nie rozumieją, na czym polega pomoc oraz warunki, w jakich muszą pracować górscy ratownicy. Przekonanie, że w przypadku problemów w górach najlepiej wezwać śmigłowiec nie powinno nam na trwałe zostać w głowie. Czasami pogoda uniemożliwia lot śmigłowca. Zdarzało się już tak, że osoba wzywająca pomoc za pośrednictwem aplikacji RATUNEK była w niewielkiej odległości od schroniska, bądź zeszła ze szlaku i była 500 metrów od właściwej drogi, którą mogła dotrzeć bezpiecznie do celu. Wówczas nasza pomoc może ograniczyć się do nakierowania jej na zasadzie komunikatu przez telefon: "przejdź 200 metrów w prawo, tam natrafisz na właściwy szlak". Wybierając się w góry musimy zastanowić się, jak GOPR w razie konieczności do nas dotrze. Zimą ratownik może przyjechać na skuterze czy na quadzie wyposażonym w gąsienice, ale najpewniej dotrze do nas na nartach skiturowych. Zatem czas dotarcia do wzywającego pomoc będzie wtedy dłuższy. Ratownik zawsze reaguje adekwatnie do sytuacji. Ale trzeba brać poprawkę na to, że pogoda zmienia się w górach bardzo szybko.

DALSZA CZĘŚĆ ARTYKUŁU JEST DOSTĘPNA DLA SUBSKRYBENTÓW STREFY PREMIUM PORTALU SAMORZĄDOWEGO
lub poznaj nasze plany abonamentowe i wybierz odpowiedni dla siebie. Nie masz konta? Kliknij i załóż konto!
Artykuł nie posiada jeszcze żadnych komentarzy.