Gdyby ludzie zachowywali dystans - maseczki na zewnątrz nie byłyby konieczne - powiedział w rozmowie z PAP specjalista chorób zakaźnych prof. Miłosz Parczewski. Dodał, że pozostawiłby obowiązek ich zakładania na przystankach i w miejscach, gdzie ludzie się naturalnie grupują.
Ekspert wyjaśnił, że do transmisji wirusa SARS-CoV-2 dochodzi dwoma drogami. Pierwsza - powietrzna - jest związana z bliskim i dłuższym kontaktem w odległości mniejszej niż 1,5 metra. Druga - aerozolowa - związana jest np. z kaszlem lub kichaniem i "chmurą" potencjalnie zakaźnych cząstek wirusa.
"Jeżeli mówimy o środowisku zewnętrznym, to wejście w chmurę aerozolu jest bardzo mało prawdopodobne. Wirus na zewnątrz ulega szybkiemu rozproszeniu. Jeżeli byśmy żyli w świecie, w którym ludzie to wiedzą i słuchają takiego komunikatu, to poluzowanie przepisów w tym zakresie jest oczywiste. Tak zrobili np. Niemcy, gdzie maseczki pozostały np. na przystankach autobusowych. Rozumiem, że rząd obawia się, utrzymując przepis o noszeniu maseczek na zewnątrz, że jak pozwoli się na ich zdjęcie, to nie będą one noszone nigdzie, co jest niestety zrozumiałe" - podkreślił w rozmowie z PAP prof. Parczewski, który doradza premierowi w ramach Rady Medycznej.
lub poznaj nasze plany abonamentowe i wybierz odpowiedni dla siebie. Nie masz konta? Kliknij i załóż konto!
Artykuł nie posiada jeszcze żadnych komentarzy.
Dla subskrybentów naszych usług (Strefa Premium, newslettery) oraz uczestników konferencji ogranizowanych przez Grupę PTWP
Nie masz jeszcze konta? Kliknij i zarejestruj się teraz!