Chorzów i Kraków ruszyli premiera i D. Tuska. I marszałek obiecał stadion na 100 lat

- Dlaczego klub piłkarski Ruch nie może grać na Stadionie Śląskim w Chorzowie? To pytanie od tygodnia zadawało sobie wielu piłkarskich kibiców a także postronnych obserwatorów. Tak wielu, że nadzwyczajne posiedzenie komisji zwołali radni sejmiku śląskiego, głos zabrał marszałek śląski, przyparty do ściany przez grad pytań i wątpliwości, a ostatecznie sprawa znalazła się w ogniu kampanii wyborczej. Pochylili się nad nią więc Donald Tusk i premier Mateusz Morawiecki.
- Punktem zapalnym do awantury okazał się planowany mecz piłkarski zaprzyjaźnionych Ruchu Chorzów i Wisły Kraków, który miał zostać rozegrany w Kotle Czarownic ale się to nie udało, bo Stadion Śląski obawiał się o bieżnię i postawił zaporowe warunki. Problem ma jednak szerszy kontekst. W ubiegłym tygodniu streścił go Rafał Kerger, nasz redaktor naczelny. - Chorzów jest jedynym znanym mi miastem w Europie, gdzie jest nowoczesny stadion, a lokalna drużyna, utrzymywana przez samorząd, musi grać w innym mieście. Od dziś zaczniemy się szczególnie przyglądać zarządzaniu obiektami sportowymi na terenie Chorzowa (bo to kuriozum). I nie ma znaczenia, co należy do miasta a co do marszałka śląskiego. Obie instytucje utrzymują ci sami podatnicy, których pieniądze są marnowane - napisał na Twitterze.
- Stadion Śląski nosi miano Narodowego Stadionu Lekkoatletycznego, ale jest też piłkarski, bo zawsze taki był. Problem w tym, że remont obiektu pochłonął ponad 600 milionów złotych i odbywa się na nim niewiele imprez, większość deficytowych. Wskutek narastającej presji, ostatecznie marszałek śląski zaproponował więc publicznie Ruchowi wynajęcie stadionu w przyszłości za rozsądne pieniądze 80 tys. zł za mecz. Ruch może z tego skorzysta, chciałby jednak bardziej, żeby miasto wybudowało mu kolejny stadion za ponad 200 mln zł. Popiera to oczywiście większość kibiców, ale jest także grupa popularnych "Niebieskich", którzy zdają sobie sprawę, że wybudowanie kolejnego stadionu na 20 tysięcy widzów w mieście, w którym stoi legendarny, zmodernizowany Kocioł Czarownic, nie jest zdroworozsądkowe. Do nich zalicza się także od lat wielu samorządowców z Chorzowa.
-
Ciekawie na temat sytuacji w Chorzowie wypowiada się dla nas Grzegorz Kita, prezes Sport Management Polska, ekspert z zakresu marketingu i konsultingu sportowego. - Z jednej strony nie dziwię się, że zarządzający obiektami nie zawsze chcą organizować mecze ligowe, bo wiemy, co się czasami wokół nich dzieje, z drugiej strony taki obiekt jest od tego, żeby umieć sobie z takimi wyzwaniami poradzić - mówi. Jak dodaje, skala inwestycji w taki stadion jest zbyt wysoka, żeby przyjmować, że stawianie na jedną funkcjonalność uniemożliwia pozostałe funkcjonalności obiektu. W jego ocenie to jest właśnie wyzwanie dla wielkich obiektów, że muszą być wszechstronne i funkcjonalne. Tylko tak mogą uniknąć stania się „białym słoniem”.

DALSZA CZĘŚĆ ARTYKUŁU JEST DOSTĘPNA DLA SUBSKRYBENTÓW STREFY PREMIUM PORTALU SAMORZĄDOWEGO
lub poznaj nasze plany abonamentowe i wybierz odpowiedni dla siebie. Nie masz konta? Kliknij i załóż konto!

Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.